-Bartuś, szczęście ty moje, powiedz, gdzie jedziemy-zrobiłam
maślane oczy w jego kierunku.
-Nie rób takiej minki, bo i tak Ci nie powiem-wystawił
język.
-Bartek! Bo przestanę się do Ciebie odzywać-skrzyżowałam
ręce na piersi.
-Miśku, szantażem też tego ze mnie nie wyciągniesz.
-Foch normalnie!-odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Jadłaś coś przed wyjściem?-zapytał.
-Nie gadam z Tobą-powiedziałam patrząc w szybę.
-Jak mi odpowiesz, to ja Ci powiem gdzie jedziemy-powiedział
z uśmiechem.
-Jadłam śniadanie jakieś 2 godziny temu, może nawet 3.
-Więc zmiana planów. Jedziemy teraz na obiad.
-Bartek!-krzyknęłam.
-No przecież Ci powiedziałem, gdzie jedziemy-wyszczerzył
się.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem-uśmiechnął się do mnie promiennie.
Po
około 10 minutach podjechaliśmy pod małą restaurację niedaleko rynku. Byłam
zaskoczona, że nigdy tu nie trafiłam, ponieważ to miejsce od razu przypadło mi
do gustu.
-Skąd znasz takie miejsca w Rzeszowie?-zapytałam Bartka,
kiedy wchodziliśmy do środka.
-Byłem tu kiedyś z Ignaczakami. Podoba Ci się?
-Bardzo, chyba będę tu częstym gościem.
Bartek
zaprowadził mnie do stolika, który stał na uboczu, tak żeby nikt nam nie
przeszkadzał. Po chwili podszedł do nas kelner i podał nam menu.
-Wiesz co, zamów mi coś, a ja skoczę na chwilę do
łazienki-powiedziałam wstając od stołu.
-Ale chcesz coś konkretnego?-zapytał.
-Nie, zdaję się na Ciebie-powiedziałam i wyszłam.
W łazience
zeszło mi się trochę dłużej, niż planowałam, ponieważ była spora kolejka. Gdy
wróciłam kelner już podawał nam posiłek. Gdy zobaczyłam, co zamówił mi Kurek
lekko się przeraziłam.
-Bartek…-zaczęłam niepewnie.
-Jedz, bo Ci wystygnie. Tu podają najlepsze spaghetti na
Podkarpaciu. Przynajmniej Igła tak twierdzi-odpowiedział zabierając się za
swoją porcję.
-Tyle, że nie mogę tego zjeść…
-Jak to?-zapytał.- Nie lubisz spaghetti?
-Nie o to chodzi. Tu są pomidory, a ja mam na nie uczulenie…
-O kurde, nie wiedziałem. Przepraszam-przejął się trochę za
bardzo, bo chciał od razu wyrwać mi talerz. Pech chciał, że on z hukiem
wylądował na podłodze.
-Bartuś, spokojnie. Nie mogłeś wiedzieć, bo nic Ci nie
powiedziałam-zaczęłam się tłumaczyć.-To moja wina, mogłam Ci powiedzieć, że mam
na nie uczulenie.
-Zaraz zamówię Ci coś innego, albo… może bezpieczniej będzie
jak ty to zrobisz.
W tym
samym momencie przyszedł kelner. Bartek wytłumaczył mu całą sytuację i
przeprosił za rozbity talerza, za który oczywiście obiecał zapłacić. Ja
zamówiłam sobie jeszcze klasycznego schabowego, który wydawał się
najbezpieczniejszy w całej tej sytuacji. W restauracji spędziliśmy prawie 2
godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet nie wiem, kiedy ten czas
zleciał.
-Dobra, wychodzimy, bo to jeszcze nie koniec atrakcji na
wieczór-powiedział Bartek.
-To gdzie mnie zabierasz teraz?-zapytałam.
-Aleś ty ciekawska-uśmiechnął się.
-No Bartuś, nie trzymaj mnie w niepewności.
-Meluś, nic z tego-wystawił język w moją stronę.-Wsiadaj do
samochodu i nie marudź-mówiąc to dał mi dużego buziaka w policzek.
W
siadłam do samochodu trochę nadąsana myśląc, że to da zamierzony efekt. Nic
bardziej mylnego. Bartek nie chciał puścić pary z ust. Za to zagadywał mnie,
jak tylko umiał. W czasie jazdy omówiliśmy szanse poszczególnych zespołów na
zdobycie mistrzostwa. Każdy z nas miał inny typ. Ja oczywiście stawiałam na
Resovię, a Bartek na Skrę. Każde próbowało przekonać drugie do swoich racji,
ale nikomu się to nie udało. Nie powiem, było trochę śmiechu przy tym. Jeździliśmy
tak po Rzeszowie jakiś czas, a gdy po raz trzeci mijaliśmy słynny pomnik
Rzeszowski, zaczęłam się trochę niepokoić.
-Bartek?
-Tak?-zapytał rozglądając się po Rzeszowskich ulicach.
-Przyznaj się, zgubiłeś się-stwierdziłam.
-Nie-szybko odpowiedział.- Zaraz będziemy na miejscu.
-Tak? To dlaczego już trzeci raz jedziemy tą
ulicą?-zapytałam.
-Chciałem coś sprawdzić…-zaczął niepewnie.
-Aż trzy razy?-zapytałam.
-No dobra, zgubiłem się-przyznał się.- Nie znam Rzeszowa, a
te wszystkie ulice są takie same. Pit mi tłumaczył co i jak ale chyba coś
pomieszałem…
-Nie wiem czy wiesz, ale koło Ciebie siedzi osoba, która zna
Rzeszów i może Ci pomóc-stwierdziłam.
-Ale to miała być niespodzianka…-zaczął się tłumaczyć.
-Jak nie chcesz mi powiedzieć, gdzie konkretnie jedziemy, to
może powiesz mi, co znajduje się niedaleko?-zachęciłam go.
-No niech Ci będzie. Powiedz mi, jak dojechać na stadion
Resovi.
-Na Podpromie?-zapytałam.
-Nie, na stadion piłkarski.
-Aaaa, to trzeba tu skręcić w prawo, a nie w lewo tak, jak
to robiłeś do tej pory-uśmiechnęłam się do niego.
-No to jedziemy-powiedział i skręcił gdzie mu powiedziałam.
Po chwili mijaliśmy stadion.-Jesteś wielka-uśmiechnął się promiennie.-Już wiem
gdzie jestem. Zaraz będziemy na miejscu.
Po
chwili parkowaliśmy samochód. Bartek pomógł mi wysiąść i poprowadził mnie, jak
się okazało w stronę lodowiska. Trochę się przestraszyłam. Przecież ja nie
umiem jeździć!
-A więc to ta niespodzianka?-zapytałam.
-Tak-uśmiechnął się.-Jako dziecko w zimie codziennie
chodziłem na łyżwy. Jak dowiedziałem się, że w Rzeszowie jest lodowisko od razu
wpadłem na pomysł, żeby Cię tu zabrać.
-Bartek, ale ja nie umiem jeździć…
-Nauczysz się szybko, to nie takie trudne na jakie się
wydaje-próbował wesprzeć mnie na duchu.
-Moja koordynacja ruchowa i lód, to nie jest dobre
połączenie-stwierdziłam.-Pamiętasz, opowiadałam Ci co zrobiłam kiedyś na w-fie…
-Pamiętam, ale zaufaj mi. Będę Cię łapał-powiedział.
-Okej-odpowiedziałam niepewnie.
Po 10
minutach w łyżwach śmigaliśmy po lodowisku, znaczy Bartek śmigał, ja kurczowo
trzymałam się bandy i poruszałam się wzdłuż niej. Po pewnym czasie zaczęłam się
czuć pewniej i nawet przestałam się trzymać ogrodzenia. Oczywiście nie obyło
się bez paru upadków, no ale nie ma nic łatwo. Kuraś chwalił moje postępy i
nawet trochę mi pomagał. Okazało się, że jazda na łyżwach nie jest tak trudna,
jak myślałam. Po prawie godzinie jazdy śmigałam po całym lodowisku razem z moim
chłopakiem, może nie z taką gracją jak on, ale byłam z siebie strasznie dumna.
-Widzisz, mówiłem, że to nic trudnego- uśmiechnął się do
mnie i puścił moją rękę ponieważ chciał zrobić mi zdjęcie.
-Miałeś rację-uśmiechnęłam się.-Bartek, proszę Cię nie rób
mi zdj…
Tak
zapatrzyłam się na mojego chłopaka, że nie zauważyłam, kiedy wjechałam w
jakiegoś faceta. On był dwa razy większy ode mnie, więc nic mu się nie stało,
ja za to odbiłam się od niego i uderzyłam o lód. Bartek szybko do mnie
podjechał.
-Nic Ci się nie stało-zapytał z troską.
-Nie, chyba nie-odpowiedziałam i zaczęłam ruszać
kończynami.-Aaaa-skrzywiłam się.-Chyba jednak mocno uderzyłam ręką o ten lód,
bo trochę mnie boli nadgarstek.
-Trochę-powiedział z przerażeniem.-Jest on dwa razy większy
i siny.
-Przesadzasz-powiedziałam i spojrzałam na rękę.- O kurde!
-No właśnie, jedziemy do szpitala-zaczął pomagać mi wstać z
lodu.
-Nie trzeba, patrz mogę nim ruszać-zaczęłam powoli ruszać
nadgarstkiem.
-Ta, ruszać możesz, ale to nie zmienia faktu, że jedziemy do
szpitala-stwierdził.
-Bartek…
-Żadne ale!
W ciągu pół godziny znaleźliśmy
się w najbliższym szpitalu. Ja nie czułam konieczności, żeby tu jechać, ale
Bartek się uparł. Pani w okienku kazała nam czekać na swoją kolej mimo tego, że
Kuraś prosił ją, żeby przyjęto nas szybciej. Po prawie godzinie czekania w
końcu przyszła nasza kolej. Lekarz obejrzał spuchnięty nadgarstek i wysłał mnie
na prześwietlenie. Okazało się, że to nie jest złamanie tylko zwichnięcie.
Założył stabilizator, żebym za bardzo nim nie ruszała. Zapisał jakąś maść,
tabletki przeciwbólowe i kazał przyjść na kontrole za tydzień. Pożegnaliśmy się
ładnie i poszliśmy do samochodu. Bartek stwierdził, że za dużo miałam wrażeń,
jak na jeden dzień i odwiózł mnie do domu. Po drodze zahaczył o aptekę, w
której wykupił receptę.
-Przepraszam…-zaczął Bartek.
-Za co?-zapytałam.
-Za dzisiejszy dzień. To była kompletna
katastrofa-stwierdził.-Najpierw te nieszczęsne pomidory, potem moja
nieznajomość Rzeszowa, a na końcu to-pokazał na moją rękę.-Ten dzień miał
wyglądać inaczej, a okazał się kompletną porażką.
-Ja wcale tak nie uważam-uśmiechnęłam się do niego.
-Meluś, nie pocieszaj mnie…
-Bartek, ten dzień nie był dla mnie klapą, ponieważ
spędziłam go z Tobą-powiedziałam i go pocałowałam.
-Zmykaj do mieszkania, póki jeszcze jesteś cała-uśmiechnął
się.
-O nie, nie, nie-powiedziała stanowczo.- Jest dopiero 19,
idziesz ze mną.
-Mela…
-Idziesz i nie marudzisz-pociągnęłam go za rękę.
Gdy
weszliśmy na mieszkanie zauważyłam, że moim poranni goście jeszcze nie wyszli.
Oni są niemożliwi. Przechodząc koło pokoju Pati, zauważyłam, że jej nie ma. Bez
pukania weszłam do swojego pokoju, w końcu jest mój.
-O cześć-zaczęła Mila.-A co wy tu robicie?-zapytała.
-Mogłabym zapytać oto samo-popatrzyłam na nich z wielkim
zdziwieniem.
-Bo my…
-Ona chciała wypytać się, jak tam Ci randka minęła-Zbyszek
wkopał Milę, która dała mu kuksańca w bok.
-A ty niby nie?-krzyknęła Mila.-Ty wymyśliłeś, żeby na nią
poczekać.
-Wcale nie-Zibi zaczął się bronić.
-Dobra już, dobra. Gdzie Pati?-zapytałam.
-Ktoś do niej zadzwonił i poszła do kina-powiedziała Mila.-
Matko! Co Ci się stało w rękę?-zapytała z przerażeniem, patrząc to na mnie, to
na Bartka.
Szybko
opowiedzieliśmy im co stało się tego dnia. Było trochę śmiechu z mojego
kalectwa i z zagubienia się Bartka w tym „wielkim” mieście.
-Człowieku, ty ciesz się, że ona nie zjadła tego
spaghetti-zaczęła Mila.-Ja ją kiedyś widziałam po spożyciu pomidorów-zaczęła
się śmiać.
-Mila-zgromiłam ją wzrokiem.
-Ona zjadła pomidory?-zapytał z przerażeniem Bartek.
-No tak, ale trochę, bo w porę się kapnęłam. Moja mama robi
krokiety z pomidorami i nie tylko. Ja o tym zapomniałam i ją nimi
poczęstowałam. Zaczęłyśmy jeść, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co
zrobiłam. Mimo, że zjadła może jeden mały plasterek pomidora, to od razu…
-Mila-krzyknęłam. Nie chciałam, żeby skończyła tą opowieść.
-Co od razu?-nalegał Zbyszek.
-Oj Mela, jak już zaczęłam, to skończę-stwierdziła.- Od razu
spuchła na całej twarzy. Wargi to miała cztery razy większe, niż ma teraz.
-Nienawidzę Cię-powiedziałam chowając głowę pod koc.
-Masz zdjęcia?-zapytał Bartman śmiejąc się ze mnie.
-Co ty, byłam tak przerażona, że nie myślałam o tym, żeby
robić zdjęcia. Na szczęście Mela zachowała trzeźwość umysłu i od razy zażyła tabletki.
Przeszło jej po 10 minutach.-skończyła opowiadać kompromitującą mnie opowieść.
-Mela, musze Cię kiedyś poczęstować pomidorami-powiedział
Bartman dalej się śmiejąc.
-Wyślij mi potem zdjęcia-zaczął Kurek.
-Bartek!-krzyknęłam.
-Przepraszam-powiedział i dał mi buziaka.
-O jak słodko, to my się będziemy zbierać-stwierdziła
Mila.-Bartman ruszaj dupsko.
-Możecie zostać-zaczął Bartek- ja długo nie zostanę.
-Zostańcie, może oglądniemy jakiś film.
-Jestem za-Bartman rzucił się na łóżko.-To ja zamówię pizzę,
żeby lepiej nam się oglądało-powiedział i zaczął dzwonić do pizzerii.
-Okej, to co oglądamy?-zapytała Malinowska.
-Horror-powiedziałam. Chłopcy byli za, tylko Mila kręciła
nosem. Wiedziałam, że nie lubi tego typu filmów, bo strasznie się na nich boi.
To była taka moja mała zemsta za to opowiadanie o mnie i o pomidorach.-Chce
ktoś wina?
-Wszyscy-krzyknął Bartman.
-Nie jadłaś jeszcze tabletek?-zapytał Bartek.
-Nie, znieczulę się inaczej-powiedziałam i dałam mu buziaka.
Pizzę
przywieźli pół godziny później i wszyscy rozsiedliśmy się na łóżku z pizzą i
winem. Wybrałam horror, który znałam i uważałam go za najstraszniejszy jaki
oglądałam. Po tym jak z przerażeniem zaczęłyśmy „podskakiwać” z Milą na łóżku
Bartek mnie mocno przytulił, a Zbyszek Milę. Nie trzeba było długo czekać na
jej reakcję.
-Co ty robisz?-zapytała.-Weź te łapy.
-Myślałem, że się boisz-zdziwił się Zbyszek.
-Ja się nie boję, tylko poprawiam, bo mi niewygodnie-powiedziała.
-Okej… Jak chcesz.
W tym
samym czasie gdy Zbyszek zabierał ręce na ekranie pojawiła się kolejna scena
mrożąca krew w żyłam i Mila prawie zaczęła krzyczeć.
-Okej-powiedziała z przerażeniem- boje się. Przytul mnie.
-Wiedziałem-wyszczerzył się Zbyszek.
-Ale to nic między nami nie zmienia-powiedziała Mila
wtulając się w jego tors.
-Tak wiem, dalej mnie nienawidzisz-powiedział z
uśmiechem Zibi.
-Dokładnie.
Po
jednym horrorze przyszedł czas na kolejny i na kolejny. Nawet nie wiem, kiedy
wszyscy smacznie zasnęliśmy. Ja w objęciach Bartka, a Mila w Zbyszka.
~~
Jednak ktoś został:D Jupiii:D
Jestem ciekawa ile osób to czyta, więc prosiłabym każdą/każdego z was o zostawienie małego komentarza;) Bardzo ładnie proszę;))
Buziaczki;**