środa, 17 lipca 2013

16



-Bartuś, szczęście ty moje, powiedz, gdzie jedziemy-zrobiłam maślane oczy w jego kierunku.
-Nie rób takiej minki, bo i tak Ci nie powiem-wystawił język.
-Bartek! Bo przestanę się do Ciebie odzywać-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Miśku, szantażem też tego ze mnie nie wyciągniesz.
-Foch normalnie!-odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Jadłaś coś przed wyjściem?-zapytał.
-Nie gadam z Tobą-powiedziałam patrząc w szybę.
-Jak mi odpowiesz, to ja Ci powiem gdzie jedziemy-powiedział z uśmiechem.
-Jadłam śniadanie jakieś 2 godziny temu, może nawet 3.
-Więc zmiana planów. Jedziemy teraz na obiad.
-Bartek!-krzyknęłam.
-No przecież Ci powiedziałem, gdzie jedziemy-wyszczerzył się.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem-uśmiechnął się do mnie promiennie.
                Po około 10 minutach podjechaliśmy pod małą restaurację niedaleko rynku. Byłam zaskoczona, że nigdy tu nie trafiłam, ponieważ to miejsce od razu przypadło mi do gustu.
-Skąd znasz takie miejsca w Rzeszowie?-zapytałam Bartka, kiedy wchodziliśmy do środka.
-Byłem tu kiedyś z Ignaczakami. Podoba Ci się?
-Bardzo, chyba będę tu częstym gościem.
                Bartek zaprowadził mnie do stolika, który stał na uboczu, tak żeby nikt nam nie przeszkadzał. Po chwili podszedł do nas kelner i podał nam menu.
-Wiesz co, zamów mi coś, a ja skoczę na chwilę do łazienki-powiedziałam wstając od stołu.
-Ale chcesz coś konkretnego?-zapytał.
-Nie, zdaję się na Ciebie-powiedziałam i wyszłam.
                W łazience zeszło mi się trochę dłużej, niż planowałam, ponieważ była spora kolejka. Gdy wróciłam kelner już podawał nam posiłek. Gdy zobaczyłam, co zamówił mi Kurek lekko się przeraziłam.
-Bartek…-zaczęłam niepewnie.
-Jedz, bo Ci wystygnie. Tu podają najlepsze spaghetti na Podkarpaciu. Przynajmniej Igła tak twierdzi-odpowiedział zabierając się za swoją porcję.
-Tyle, że nie mogę tego zjeść…
-Jak to?-zapytał.- Nie lubisz spaghetti?
-Nie o to chodzi. Tu są pomidory, a ja mam na nie uczulenie…
-O kurde, nie wiedziałem. Przepraszam-przejął się trochę za bardzo, bo chciał od razu wyrwać mi talerz. Pech chciał, że on z hukiem wylądował na podłodze.
-Bartuś, spokojnie. Nie mogłeś wiedzieć, bo nic Ci nie powiedziałam-zaczęłam się tłumaczyć.-To moja wina, mogłam Ci powiedzieć, że mam na nie uczulenie.
-Zaraz zamówię Ci coś innego, albo… może bezpieczniej będzie jak ty to zrobisz.
                W tym samym momencie przyszedł kelner. Bartek wytłumaczył mu całą sytuację i przeprosił za rozbity talerza, za który oczywiście obiecał zapłacić. Ja zamówiłam sobie jeszcze klasycznego schabowego, który wydawał się najbezpieczniejszy w całej tej sytuacji. W restauracji spędziliśmy prawie 2 godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał.
-Dobra, wychodzimy, bo to jeszcze nie koniec atrakcji na wieczór-powiedział Bartek.
-To gdzie mnie zabierasz teraz?-zapytałam.
-Aleś ty ciekawska-uśmiechnął się.
-No Bartuś, nie trzymaj mnie w niepewności.
-Meluś, nic z tego-wystawił język w moją stronę.-Wsiadaj do samochodu i nie marudź-mówiąc to dał mi dużego buziaka w policzek.
                W siadłam do samochodu trochę nadąsana myśląc, że to da zamierzony efekt. Nic bardziej mylnego. Bartek nie chciał puścić pary z ust. Za to zagadywał mnie, jak tylko umiał. W czasie jazdy omówiliśmy szanse poszczególnych zespołów na zdobycie mistrzostwa. Każdy z nas miał inny typ. Ja oczywiście stawiałam na Resovię, a Bartek na Skrę. Każde próbowało przekonać drugie do swoich racji, ale nikomu się to nie udało. Nie powiem, było trochę śmiechu przy tym. Jeździliśmy tak po Rzeszowie jakiś czas, a gdy po raz trzeci mijaliśmy słynny pomnik Rzeszowski, zaczęłam się trochę niepokoić.
-Bartek?
-Tak?-zapytał rozglądając się po Rzeszowskich ulicach.
-Przyznaj się, zgubiłeś się-stwierdziłam.
-Nie-szybko odpowiedział.- Zaraz będziemy na miejscu.
-Tak? To dlaczego już trzeci raz jedziemy tą ulicą?-zapytałam.
-Chciałem coś sprawdzić…-zaczął niepewnie.
-Aż trzy razy?-zapytałam.
-No dobra, zgubiłem się-przyznał się.- Nie znam Rzeszowa, a te wszystkie ulice są takie same. Pit mi tłumaczył co i jak ale chyba coś pomieszałem…
-Nie wiem czy wiesz, ale koło Ciebie siedzi osoba, która zna Rzeszów i może Ci pomóc-stwierdziłam.
-Ale to miała być niespodzianka…-zaczął się tłumaczyć.
-Jak nie chcesz mi powiedzieć, gdzie konkretnie jedziemy, to może powiesz mi, co znajduje się niedaleko?-zachęciłam go.
-No niech Ci będzie. Powiedz mi, jak dojechać na stadion Resovi.
-Na Podpromie?-zapytałam.
-Nie, na stadion piłkarski.
-Aaaa, to trzeba tu skręcić w prawo, a nie w lewo tak, jak to robiłeś do tej pory-uśmiechnęłam się do niego.
-No to jedziemy-powiedział i skręcił gdzie mu powiedziałam. Po chwili mijaliśmy stadion.-Jesteś wielka-uśmiechnął się promiennie.-Już wiem gdzie jestem. Zaraz będziemy na miejscu.
                Po chwili parkowaliśmy samochód. Bartek pomógł mi wysiąść i poprowadził mnie, jak się okazało w stronę lodowiska. Trochę się przestraszyłam. Przecież ja nie umiem jeździć!
-A więc to ta niespodzianka?-zapytałam.
-Tak-uśmiechnął się.-Jako dziecko w zimie codziennie chodziłem na łyżwy. Jak dowiedziałem się, że w Rzeszowie jest lodowisko od razu wpadłem na pomysł, żeby Cię tu zabrać.
-Bartek, ale ja nie umiem jeździć…
-Nauczysz się szybko, to nie takie trudne na jakie się wydaje-próbował wesprzeć mnie na duchu.
-Moja koordynacja ruchowa i lód, to nie jest dobre połączenie-stwierdziłam.-Pamiętasz, opowiadałam Ci co zrobiłam kiedyś na w-fie…
-Pamiętam, ale zaufaj mi. Będę Cię łapał-powiedział.
-Okej-odpowiedziałam niepewnie.
                Po 10 minutach w łyżwach śmigaliśmy po lodowisku, znaczy Bartek śmigał, ja kurczowo trzymałam się bandy i poruszałam się wzdłuż niej. Po pewnym czasie zaczęłam się czuć pewniej i nawet przestałam się trzymać ogrodzenia. Oczywiście nie obyło się bez paru upadków, no ale nie ma nic łatwo. Kuraś chwalił moje postępy i nawet trochę mi pomagał. Okazało się, że jazda na łyżwach nie jest tak trudna, jak myślałam. Po prawie godzinie jazdy śmigałam po całym lodowisku razem z moim chłopakiem, może nie z taką gracją jak on, ale byłam z siebie strasznie dumna.
-Widzisz, mówiłem, że to nic trudnego- uśmiechnął się do mnie i puścił moją rękę ponieważ chciał zrobić mi zdjęcie.
-Miałeś rację-uśmiechnęłam się.-Bartek, proszę Cię nie rób mi zdj…
                Tak zapatrzyłam się na mojego chłopaka, że nie zauważyłam, kiedy wjechałam w jakiegoś faceta. On był dwa razy większy ode mnie, więc nic mu się nie stało, ja za to odbiłam się od niego i uderzyłam o lód. Bartek szybko do mnie podjechał.
-Nic Ci się nie stało-zapytał z troską.
-Nie, chyba nie-odpowiedziałam i zaczęłam ruszać kończynami.-Aaaa-skrzywiłam się.-Chyba jednak mocno uderzyłam ręką o ten lód, bo trochę mnie boli nadgarstek.
-Trochę-powiedział z przerażeniem.-Jest on dwa razy większy i siny.
-Przesadzasz-powiedziałam i spojrzałam na rękę.- O kurde!
-No właśnie, jedziemy do szpitala-zaczął pomagać mi wstać z lodu.
-Nie trzeba, patrz mogę nim ruszać-zaczęłam powoli ruszać nadgarstkiem.
-Ta, ruszać możesz, ale to nie zmienia faktu, że jedziemy do szpitala-stwierdził.
-Bartek…
-Żadne ale!
W ciągu pół godziny znaleźliśmy się w najbliższym szpitalu. Ja nie czułam konieczności, żeby tu jechać, ale Bartek się uparł. Pani w okienku kazała nam czekać na swoją kolej mimo tego, że Kuraś prosił ją, żeby przyjęto nas szybciej. Po prawie godzinie czekania w końcu przyszła nasza kolej. Lekarz obejrzał spuchnięty nadgarstek i wysłał mnie na prześwietlenie. Okazało się, że to nie jest złamanie tylko zwichnięcie. Założył stabilizator, żebym za bardzo nim nie ruszała. Zapisał jakąś maść, tabletki przeciwbólowe i kazał przyjść na kontrole za tydzień. Pożegnaliśmy się ładnie i poszliśmy do samochodu. Bartek stwierdził, że za dużo miałam wrażeń, jak na jeden dzień i odwiózł mnie do domu. Po drodze zahaczył o aptekę, w której wykupił receptę.
-Przepraszam…-zaczął Bartek.
-Za co?-zapytałam.
-Za dzisiejszy dzień. To była kompletna katastrofa-stwierdził.-Najpierw te nieszczęsne pomidory, potem moja nieznajomość Rzeszowa, a na końcu to-pokazał na moją rękę.-Ten dzień miał wyglądać inaczej, a okazał się kompletną porażką.
-Ja wcale tak nie uważam-uśmiechnęłam się do niego.
-Meluś, nie pocieszaj mnie…
-Bartek, ten dzień nie był dla mnie klapą, ponieważ spędziłam go z Tobą-powiedziałam i go pocałowałam.
-Zmykaj do mieszkania, póki jeszcze jesteś cała-uśmiechnął się.
-O nie, nie, nie-powiedziała stanowczo.- Jest dopiero 19, idziesz ze mną.
-Mela…
-Idziesz i nie marudzisz-pociągnęłam go za rękę.
                Gdy weszliśmy na mieszkanie zauważyłam, że moim poranni goście jeszcze nie wyszli. Oni są niemożliwi. Przechodząc koło pokoju Pati, zauważyłam, że jej nie ma. Bez pukania weszłam do swojego pokoju, w końcu jest mój.
-O cześć-zaczęła Mila.-A co wy tu robicie?-zapytała.
-Mogłabym zapytać oto samo-popatrzyłam na nich z wielkim zdziwieniem.
-Bo my…
-Ona chciała wypytać się, jak tam Ci randka minęła-Zbyszek wkopał Milę, która dała mu kuksańca w bok.
-A ty niby nie?-krzyknęła Mila.-Ty wymyśliłeś, żeby na nią poczekać.
-Wcale nie-Zibi zaczął się bronić.
-Dobra już, dobra. Gdzie Pati?-zapytałam.
-Ktoś do niej zadzwonił i poszła do kina-powiedziała Mila.- Matko! Co Ci się stało w rękę?-zapytała z przerażeniem, patrząc to na mnie, to na Bartka.
                Szybko opowiedzieliśmy im co stało się tego dnia. Było trochę śmiechu z mojego kalectwa i z zagubienia się Bartka w tym „wielkim” mieście.
-Człowieku, ty ciesz się, że ona nie zjadła tego spaghetti-zaczęła Mila.-Ja ją kiedyś widziałam po spożyciu pomidorów-zaczęła się śmiać.
-Mila-zgromiłam ją wzrokiem.
-Ona zjadła pomidory?-zapytał z przerażeniem Bartek.
-No tak, ale trochę, bo w porę się kapnęłam. Moja mama robi krokiety z pomidorami i nie tylko. Ja o tym zapomniałam i ją nimi poczęstowałam. Zaczęłyśmy jeść, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Mimo, że zjadła może jeden mały plasterek pomidora, to od razu…
-Mila-krzyknęłam. Nie chciałam, żeby skończyła tą opowieść.
-Co od razu?-nalegał Zbyszek.
-Oj Mela, jak już zaczęłam, to skończę-stwierdziła.- Od razu spuchła na całej twarzy. Wargi to miała cztery razy większe, niż ma teraz.
-Nienawidzę Cię-powiedziałam chowając głowę pod koc.
-Masz zdjęcia?-zapytał Bartman śmiejąc się ze mnie.
-Co ty, byłam tak przerażona, że nie myślałam o tym, żeby robić zdjęcia. Na szczęście Mela zachowała trzeźwość umysłu i od razy zażyła tabletki. Przeszło jej po 10 minutach.-skończyła opowiadać kompromitującą mnie opowieść.
-Mela, musze Cię kiedyś poczęstować pomidorami-powiedział Bartman dalej się śmiejąc.
-Wyślij mi potem zdjęcia-zaczął Kurek.
-Bartek!-krzyknęłam.
-Przepraszam-powiedział i dał mi buziaka.
-O jak słodko, to my się będziemy zbierać-stwierdziła Mila.-Bartman ruszaj dupsko.
-Możecie zostać-zaczął Bartek- ja długo nie zostanę.
-Zostańcie, może oglądniemy jakiś film.
-Jestem za-Bartman rzucił się na łóżko.-To ja zamówię pizzę, żeby lepiej nam się oglądało-powiedział i zaczął dzwonić do pizzerii.
-Okej, to co oglądamy?-zapytała Malinowska.
-Horror-powiedziałam. Chłopcy byli za, tylko Mila kręciła nosem. Wiedziałam, że nie lubi tego typu filmów, bo strasznie się na nich boi. To była taka moja mała zemsta za to opowiadanie o mnie i o pomidorach.-Chce ktoś wina?
-Wszyscy-krzyknął Bartman.
-Nie jadłaś jeszcze tabletek?-zapytał Bartek.
-Nie, znieczulę się inaczej-powiedziałam i dałam mu buziaka.
                Pizzę przywieźli pół godziny później i wszyscy rozsiedliśmy się na łóżku z pizzą i winem. Wybrałam horror, który znałam i uważałam go za najstraszniejszy jaki oglądałam. Po tym jak z przerażeniem zaczęłyśmy „podskakiwać” z Milą na łóżku Bartek mnie mocno przytulił, a Zbyszek Milę. Nie trzeba było długo czekać na jej reakcję.
-Co ty robisz?-zapytała.-Weź te łapy.
-Myślałem, że się boisz-zdziwił się Zbyszek.
-Ja się nie boję, tylko poprawiam, bo mi niewygodnie-powiedziała.
-Okej… Jak chcesz.
                W tym samym czasie gdy Zbyszek zabierał ręce na ekranie pojawiła się kolejna scena mrożąca krew w żyłam i Mila prawie zaczęła krzyczeć.
-Okej-powiedziała z przerażeniem- boje się. Przytul mnie.
-Wiedziałem-wyszczerzył się Zbyszek.
-Ale to nic między nami nie zmienia-powiedziała Mila wtulając się w jego tors.
-Tak wiem, dalej mnie nienawidzisz-powiedział z uśmiechem Zibi.
-Dokładnie.
                Po jednym horrorze przyszedł czas na kolejny i na kolejny. Nawet nie wiem, kiedy wszyscy smacznie zasnęliśmy. Ja w objęciach Bartka, a Mila w Zbyszka.

~~

Jednak ktoś został:D Jupiii:D 
Jestem ciekawa ile osób to czyta, więc prosiłabym każdą/każdego z was o zostawienie małego komentarza;) Bardzo ładnie proszę;)) 
Buziaczki;** 

czwartek, 11 lipca 2013

15



                Obudziłam się po 10 i byłam wyspana mimo tego, że na mieszkanie wróciłam dopiero przed 6. Leżąc w łóżku zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Przyjęcie niespodzianka, rodzice, znajomi, siatkarze, kłótnie Mili i Zbyszka. To wszystko wywołało wielki uśmiech, ale powiększył się on jeszcze bardziej, jak przypomniałam sobie Bartka. Jego usta na moich, jego słowa. To wszystko było tak piękne, że zaczęłam się zastanawiać, czy to czasem nie był sen. Nie był. Uświadomił mi to wisiorek, który dostałam od niego. Wstałam z łóżka i poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam do pokoju dzwonił mój telefon. Szybko do niego podeszłam i zobaczyłam, że to Bartek.
-Hej-przywitałam się z wielkim uśmiechem na twarz.
-No hej, jak tam nocka? Wyspałaś się?
-Powiedzmy, a ty jak tam? Gdzie ty w ogóle spałeś?-zdziwiłam się.
-W hotelu, Pit mnie odwiózł po tym jak odstawiliśmy Ciebie na mieszkanie-odpowiedział.-Meluś, co dziś robisz? Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
-No pewnie, że możemy -uśmiechnęłam się.-Tylko musisz dać mi trochę czasu, żeby się ogarnąć.
-Spokojnie-zaśmiał się.- Umówiłem się z Piotrkiem na 13, więc myślę, że o 14 możemy się spotkać.
-Idealnie, mam jeszcze 3 godziny. Gdzie mam się stawić?-zapytałam.
-Przyjadę po Ciebie.
-Dobra, więc do zobaczenia. Aaaa Bartek, gdzie pójdziemy?-zapytałam zaciekawiona.
-Niespodzianka.
-Ej, bo ja nie wiem w co mam się ubrać.
-Kobiety-zaczął się śmiać.- Nie ważne w co się ubierzesz i tak będziesz ładnie wyglądać. Pa Meluś.
-Bartek!-krzyknęłam zdesperowana, ale nie usłyszałam odpowiedzi ponieważ mój rozmówca się rozłączył.
                Po rozmowie z Bartkiem wróciłam do łazienki i zaczęłam suszyć włosy. Gdy już je ułożyłam zrobiłam lekki makijaż i poszłam do kuchni zjeść w końcu jakieś śniadanie, tam natknęłam się na Patrycję.
-O hej. Myślałam, że Cię nie ma. Gdzie się podziała reszta?-zapytałam, rozglądając się po mieszkaniu.
-Pojechały do domu, bo musiały coś załatwić.
-O matko, to o której one w stały? W ogóle to jak wróciłyście? –zapytałam.
-Wcale się nie kładły-stwierdziła z uśmiechem.- Bartman załatwił nam transport, po powrocie spakowały się i tym autobusem o 5 pojechały do domu.
-Właśnie tak nie bardzo ogarnęłam, kiedy się zmyłyście-uśmiechnęłam się.
-No ja Ci się nie dziwie. Byłaś pochłonięta czym innym, a raczej kimś innym.
-Oj tam oj tam.
-Ojtamizm zostaw w spokoju-zaczęła się śmiać.-Jesteście w końcu razem czy nie? Zbyszek rozkminiał to pół nocy. Stwierdził, że za każdym razem się do siebie kleicie, ale żadne nic nie chce powiedzieć.
-Zbyszek za dużo myśli, niech lepiej zajmie się swoimi sprawami-spaliłam buraka.
-Mela, nie odwracaj kota ogonem, gadaj jak jest.-Patrycja zaczęła swoje śledztwo.
-No dobra, jesteśmy razem-uśmiechnęłam się szeroko.
-Wiedziałam!!-rzuciła mi się na szyję.-Od kiedy?
-Od wczoraj.
-Ściemniasz!
-Nie, mówię prawdę. To wszystko przez to, że Bartek siedzi w Moskwie. Trochę się to ciągnęło.
-No Meluś chyba nieźle Cię wzięło, bo tylko jak zaczynasz o nim mówić, to cała promieniejesz.
-No tak trochę… Kawy, a może tosta?-zapytałam, chcąc zmienić temat.
-Tosta.
-Z dżemem?-uśmiechnęłam się z satysfakcją, że mi się to udaje.
-Mela!!! Znowu zmieniasz temat!-krzyczała Pati.- Opowiadaj jak…-nie dokończyła ponieważ ktoś zaczął się dobijać do drzwi.- No ja zabije tego kogoś, kto stoi za tymi drzwiami-mówiła odchodząc.
                Gdy ona sprawdzała, kto przyszedł, ja skończyłam robić śniadanie. Gdy zasiadłam do stołu, Pati wróciła do kuchni.
-Do Ciebie. Ja zabieram tosta i idę się uczyć, ale bądź przygotowana na to, że to jeszcze nie koniec przesłuchania.
                Z przerażeniem wstałam od stołu. Przecież to nie mógł być Bartek, umówiliśmy się dopiero na 14! Niepewnie wyszłam z kuchni i ulżyło mi, ponieważ była to Emilka ze Zbyszkiem.
-No hej Mała. Jak tam nocka?- zaczął krzyczeć Zbyszek.
-Człowieku zamknij ryj, głowa mi pęka-powiedziała Mila.
-Nie trzeba było tyle pić-zaśmiał się Zibi.
-Co wy tu robicie o tej porze? Razem?-zapytałam
-Żadne razem, spotkałam go na klatce. Kochanie ratuj!!! Tak mi głowa pęka, że masakra, a w domu nie mam nic przeciwbólowego- zrobiła maślane oczy.
-Chodźcie do kuchni. Zaraz Ci coś dam. A ty Zbychu co tu robisz?
-Przyszedłem się zapytać, kiedy mogę Ci dostarczyć te wszystkie prezenty-miałam wrażenie, że mówił to coraz głośniej.
-Durniu, jak zaraz się nie zamkniesz, to stracisz małego! I tu nie żartuję- zbulwersowała się Mila.
-Najpierw będziesz musiała mnie złapać, a w twoim stanie będzie to trudne.
-Dość-wtrąciłam się.-Zibi, idź po te prezenty, a ty masz, powinno postawić Cię na nogi.
                W czasie gdy Bartman poszedł po moje prezenty, ja zjadłam śniadanie i zrobiłam kawę dla tej dwójki. Gdy już wszyscy i wszystko było na mieszkaniu poszliśmy do mojego pokoju. Ja zaczęłam się szykować do wyjścia a ta dwójka kontynuowała swoją kłótnię.
-Mówiłem nie pij tyle.
-Uważaj bo będę się Ciebie słuchać- rzuciła pełne grozy spojrzenie na Zbyszka.
-W tym przypadku mogłaś. Byłaś bardziej pijana od Krzyśka- odpowiedział jej tym samym.
-Mila! Co pamiętasz z wieczoru?-wtrąciłam się.
-W sumie to… tylko początek. No ale jak się bawić, to na całego- powiedziała zadowolona.
-Tak jak myślałam. Nie masz pojęcia jak dotarłaś na mieszkanie?
-Myślałam, że ty mnie tam odstawiłaś…-powiedziała zdezorientowana.
-Mylisz się, ja to zrobiłem-powiedział Zibi.
-Prosił Cię ktoś o to?-naskoczyła na niego.
-Co może sama byś wróciła? Byłaś w takim stanie, że boje się myśleć jak byś skończyła!
-Mila-widząc, że przyjaciółka chce coś powiedzieć wkroczyłam do akcji.-Akurat za to mogłabyś podziękować Zbyszkowi. Znając Ciebie to wpadłabyś na pomysł wracać samotnie na piechotę do Rzeszowa.
-Dzięki.
-Nie ma za co.
-Ale nie myśl, że to cokolwiek zmienia. Przez Ciebie doprowadziłam się do takiego stanu!
-Przeze mnie?-zdziwił się Zbyszek.
-Wolałam się upić niż patrzeć na Ciebie!
-Zaczynam żałować, że się Tobą zająłem…
                Nie słyszałam już dokładnie co mówił Zbyszek, bo wyszłam z pokoju. Stwierdziłam, że na spokojnie przyszykuje się w łazience. Niestety ściany są za cienkie i cały czas słyszałam ich kłótnie. Nie wiem ile czasu spędziłam w tej łazience, może pół godziny, może godzinę, ale wiem jedno, wciąż było za wcześnie na to, aby w końcu zjawił się Bartek. Szybko wzięłam telefon i wybrałam do niego numer. Odebrał po drugim sygnale.
-Hej słońce co tam?-zapytał.
-Bartek, dałoby radę, żebyś zjawił się wcześniej?
-Najwcześniej to o 13.30. Stało się coś?- zaniepokoił się.
-Bartman z Malinowską zrobili mi wizytę niespodziankę. Już mnie głowa boli od tej ich kłótni.
-To widzę, że trzeba Cię ratować- roześmiał się.- Będę najszybciej jak się da.
-Dzięki. Buziaki.
-Pa słońce-rozłączył się
Gdy byłam już gotowa, weszłam do pokoju. Kłócąca się para nawet nie zwróciła na to uwagi.
-Taaa a twoja filozofia życia to Zbajerować, Zaliczyć i Zapomnieć. Powinno się na Ciebie mówić Z3 a nie Z9!
-Będziesz mi to wypominać do końca życia? Przepraszałem Cię już milion razy. Wszystko sprowadza się tylko i wyłącznie do tego jednego. Robię wszystko, żebyś mi w końcu wybaczyła.
-No proszę, proszę. Zbysio się uniósł! A co ty myślałeś, że zrobisz coś dobrze i ja zapomnę? Mylisz się!
-Ja pierdolę. Gadam z wami niecałe 24 godziny i mam was już dość. Nie przerywać mi, bo ja teraz gadam!-zaczęłam krzyczeć.- Zbyszek, Mila ma prawo być zła. Gdyby mnie coś takiego spotkało, to wisiałbyś za jaja na drzewie. Musisz się dalej starać, żeby odbudować jej zaufanie do Ciebie. A ty Mila opanuj się! Powiedziałaś raz, drugi, trzeci, co o nim myślisz. Ale ile można tego słuchać? Chłopak się stara, a ty za każdym razem mieszasz go z błotem. To robi się niesmaczne. Zależy wam obojgu na sobie! –chcieli mi przerwać, ale się nie dałam.-Tak, co myśleliście, że tego nie widać? Szalejecie za sobą, ale ambicja wam nie pozwala na to, żeby być razem! A teraz wybaczcie ja wychodzę. Nie pozabijajcie się i nie zdemolujcie mi pokoju.
-Gdzie idziesz?-zapytał Zbyszek.
-Na randkę, nie widzisz jaka wystrojona?
-Na razie-powiedziałam i wyszłam z pokoju.
                Szybko ubrałam kurtkę i buty. Zabrałam kluczyki do swojej błyskawicy i jeszcze zajrzałam do Patrycji.
 -Pati, ja wychodzę. Ta dwójka została, więc proszę Cię sprawdź czasem, czy jeszcze się nie pozabijali.
-Jasne. Ładnie wyglądasz-uśmiechnęła się Patrycja.-Randka z Bartkiem?
-Tak-powiedziałam zachwycona.
-Baw się dobrze. Nic się nie martw, jakby się coś tam działo- pokazała palcem na mój pokój- to zainterweniuje.
-Dzięki. Pa.
                Wychodząc z mieszkania wysłałam Bartkowi sms, że czekam na dole w swoim ‘nowym’ samochodzie. Byłam zachwycona tym, że rodzice dali mi błyskawicę. Od małego mówiłam tak na ten samochód. Wychodząc z klatki szybko pognałam do swojej fury. Siedząc w samochodzie, słuchałam radia i zastanawiałam się jak mogę go ‘upiększyć’. W pewnym momencie zobaczyłam, że pod mój blok podjechał Bartek i zaczął się za czymś gorączkowo rozglądać. Chcąc ułatwić mu poszukiwania zatrąbiłam. Chłopak aż podskoczył. Szybko podszedł do mnie od strony kierowcy i otworzył drzwi.
-No no no. Kiedy dasz mi się nim przejechać?
-Najpierw musisz zasłużyć na to, żebym dała Ci poprowadzić moje cacko-powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Myślę, że dam radę-mówiąc to podał mi rękę a ja wysiadłam z samochodu.
Gdy już stałam koło niego, mocno mnie przytulił i pocałował. Matko, chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tych ‘motyli w brzuchu’, gdy on mnie całuje.
-No hej-powiedział i jeszcze raz pocałował.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Chodź, idziemy do samochodu bo jest tu strasznie zimno.
                Szybko zamknęłam swoją Błyskawicę i ruszyłam za Bartkiem.
-Komu zwinąłeś samochód?
-Pitowi- wyszczerzył się.-Był mi winny przysługę. Wsiadaj.
-Bartek?-zapytałam, gdy on już wsiadł i odpalał silnik.-A gdzie my właściwie jedziemy?
-Niespodzianka-powiedział i dał mi buziaka.  

~~

WRÓCIŁAM!!!!! 
Cieszycie się??:P 
Chyba jestem wam winna wyjaśnienia i przeprosiny. Nie pisałam, nie czytałam, nie komentowałam, ponieważ najpierw byłam pochłonięta nauką(opłacało się) a potem pojechałam na małe wakacje ze znajomymi i nie miałam dostępu do internetu. Powoli nadrabiam zaległości, ale muszę wam powiedzieć, że jestem przerażona ogromem rozdziałów, które zostały dodane podczas mojej nieobecności;) Ale walczę i już za niedługo możecie się spodziewać mojego komentarza;) Jeszcze raz was bardzo, bardzo przepraszam;** 
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został i nie rzucił tego w cholerę:P     
Do następnego;**
Buziaki;**