środa, 7 sierpnia 2013

Wyjaśnienie...

Pewnie zastanawiacie się gdzie mnie znowu wcięło... Pewnie ile was tu jest, to tyle teorii;) Prawda jest taka, że moja wena poszła sobie na wakacje;( Nie mam pomysłu co napisać. Z czasem też jest krucho, bo załapałam się na letnią pracę;) Jak już znajdę czas i siadam przed laptopem z zamiarem napisania czegoś, to mi to po prostu nie wychodzi;(  Czuję, że was zawiodłam;( Nie wiem ile jeszcze to potrwa, ale uwierzcie, że z tym walczę. Cały czas myślę nad tym co by tu napisać, ale to nie jest takie proste. Obiecuję, że jeżeli coś sensownego skleję od razu się tu pojawi;) 
Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam;** 
Mam nadzieję, że za bardzo się na mnie nie obrazicie;** 
PS.Dziękuję za wszystkie nominacje do Liebster Award;) Niestety nie mam czasu, żeby się w to bawić;)  
Jeszcze raz wielkie PRZEPRASZAM:***

środa, 17 lipca 2013

16



-Bartuś, szczęście ty moje, powiedz, gdzie jedziemy-zrobiłam maślane oczy w jego kierunku.
-Nie rób takiej minki, bo i tak Ci nie powiem-wystawił język.
-Bartek! Bo przestanę się do Ciebie odzywać-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Miśku, szantażem też tego ze mnie nie wyciągniesz.
-Foch normalnie!-odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Jadłaś coś przed wyjściem?-zapytał.
-Nie gadam z Tobą-powiedziałam patrząc w szybę.
-Jak mi odpowiesz, to ja Ci powiem gdzie jedziemy-powiedział z uśmiechem.
-Jadłam śniadanie jakieś 2 godziny temu, może nawet 3.
-Więc zmiana planów. Jedziemy teraz na obiad.
-Bartek!-krzyknęłam.
-No przecież Ci powiedziałem, gdzie jedziemy-wyszczerzył się.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem-uśmiechnął się do mnie promiennie.
                Po około 10 minutach podjechaliśmy pod małą restaurację niedaleko rynku. Byłam zaskoczona, że nigdy tu nie trafiłam, ponieważ to miejsce od razu przypadło mi do gustu.
-Skąd znasz takie miejsca w Rzeszowie?-zapytałam Bartka, kiedy wchodziliśmy do środka.
-Byłem tu kiedyś z Ignaczakami. Podoba Ci się?
-Bardzo, chyba będę tu częstym gościem.
                Bartek zaprowadził mnie do stolika, który stał na uboczu, tak żeby nikt nam nie przeszkadzał. Po chwili podszedł do nas kelner i podał nam menu.
-Wiesz co, zamów mi coś, a ja skoczę na chwilę do łazienki-powiedziałam wstając od stołu.
-Ale chcesz coś konkretnego?-zapytał.
-Nie, zdaję się na Ciebie-powiedziałam i wyszłam.
                W łazience zeszło mi się trochę dłużej, niż planowałam, ponieważ była spora kolejka. Gdy wróciłam kelner już podawał nam posiłek. Gdy zobaczyłam, co zamówił mi Kurek lekko się przeraziłam.
-Bartek…-zaczęłam niepewnie.
-Jedz, bo Ci wystygnie. Tu podają najlepsze spaghetti na Podkarpaciu. Przynajmniej Igła tak twierdzi-odpowiedział zabierając się za swoją porcję.
-Tyle, że nie mogę tego zjeść…
-Jak to?-zapytał.- Nie lubisz spaghetti?
-Nie o to chodzi. Tu są pomidory, a ja mam na nie uczulenie…
-O kurde, nie wiedziałem. Przepraszam-przejął się trochę za bardzo, bo chciał od razu wyrwać mi talerz. Pech chciał, że on z hukiem wylądował na podłodze.
-Bartuś, spokojnie. Nie mogłeś wiedzieć, bo nic Ci nie powiedziałam-zaczęłam się tłumaczyć.-To moja wina, mogłam Ci powiedzieć, że mam na nie uczulenie.
-Zaraz zamówię Ci coś innego, albo… może bezpieczniej będzie jak ty to zrobisz.
                W tym samym momencie przyszedł kelner. Bartek wytłumaczył mu całą sytuację i przeprosił za rozbity talerza, za który oczywiście obiecał zapłacić. Ja zamówiłam sobie jeszcze klasycznego schabowego, który wydawał się najbezpieczniejszy w całej tej sytuacji. W restauracji spędziliśmy prawie 2 godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał.
-Dobra, wychodzimy, bo to jeszcze nie koniec atrakcji na wieczór-powiedział Bartek.
-To gdzie mnie zabierasz teraz?-zapytałam.
-Aleś ty ciekawska-uśmiechnął się.
-No Bartuś, nie trzymaj mnie w niepewności.
-Meluś, nic z tego-wystawił język w moją stronę.-Wsiadaj do samochodu i nie marudź-mówiąc to dał mi dużego buziaka w policzek.
                W siadłam do samochodu trochę nadąsana myśląc, że to da zamierzony efekt. Nic bardziej mylnego. Bartek nie chciał puścić pary z ust. Za to zagadywał mnie, jak tylko umiał. W czasie jazdy omówiliśmy szanse poszczególnych zespołów na zdobycie mistrzostwa. Każdy z nas miał inny typ. Ja oczywiście stawiałam na Resovię, a Bartek na Skrę. Każde próbowało przekonać drugie do swoich racji, ale nikomu się to nie udało. Nie powiem, było trochę śmiechu przy tym. Jeździliśmy tak po Rzeszowie jakiś czas, a gdy po raz trzeci mijaliśmy słynny pomnik Rzeszowski, zaczęłam się trochę niepokoić.
-Bartek?
-Tak?-zapytał rozglądając się po Rzeszowskich ulicach.
-Przyznaj się, zgubiłeś się-stwierdziłam.
-Nie-szybko odpowiedział.- Zaraz będziemy na miejscu.
-Tak? To dlaczego już trzeci raz jedziemy tą ulicą?-zapytałam.
-Chciałem coś sprawdzić…-zaczął niepewnie.
-Aż trzy razy?-zapytałam.
-No dobra, zgubiłem się-przyznał się.- Nie znam Rzeszowa, a te wszystkie ulice są takie same. Pit mi tłumaczył co i jak ale chyba coś pomieszałem…
-Nie wiem czy wiesz, ale koło Ciebie siedzi osoba, która zna Rzeszów i może Ci pomóc-stwierdziłam.
-Ale to miała być niespodzianka…-zaczął się tłumaczyć.
-Jak nie chcesz mi powiedzieć, gdzie konkretnie jedziemy, to może powiesz mi, co znajduje się niedaleko?-zachęciłam go.
-No niech Ci będzie. Powiedz mi, jak dojechać na stadion Resovi.
-Na Podpromie?-zapytałam.
-Nie, na stadion piłkarski.
-Aaaa, to trzeba tu skręcić w prawo, a nie w lewo tak, jak to robiłeś do tej pory-uśmiechnęłam się do niego.
-No to jedziemy-powiedział i skręcił gdzie mu powiedziałam. Po chwili mijaliśmy stadion.-Jesteś wielka-uśmiechnął się promiennie.-Już wiem gdzie jestem. Zaraz będziemy na miejscu.
                Po chwili parkowaliśmy samochód. Bartek pomógł mi wysiąść i poprowadził mnie, jak się okazało w stronę lodowiska. Trochę się przestraszyłam. Przecież ja nie umiem jeździć!
-A więc to ta niespodzianka?-zapytałam.
-Tak-uśmiechnął się.-Jako dziecko w zimie codziennie chodziłem na łyżwy. Jak dowiedziałem się, że w Rzeszowie jest lodowisko od razu wpadłem na pomysł, żeby Cię tu zabrać.
-Bartek, ale ja nie umiem jeździć…
-Nauczysz się szybko, to nie takie trudne na jakie się wydaje-próbował wesprzeć mnie na duchu.
-Moja koordynacja ruchowa i lód, to nie jest dobre połączenie-stwierdziłam.-Pamiętasz, opowiadałam Ci co zrobiłam kiedyś na w-fie…
-Pamiętam, ale zaufaj mi. Będę Cię łapał-powiedział.
-Okej-odpowiedziałam niepewnie.
                Po 10 minutach w łyżwach śmigaliśmy po lodowisku, znaczy Bartek śmigał, ja kurczowo trzymałam się bandy i poruszałam się wzdłuż niej. Po pewnym czasie zaczęłam się czuć pewniej i nawet przestałam się trzymać ogrodzenia. Oczywiście nie obyło się bez paru upadków, no ale nie ma nic łatwo. Kuraś chwalił moje postępy i nawet trochę mi pomagał. Okazało się, że jazda na łyżwach nie jest tak trudna, jak myślałam. Po prawie godzinie jazdy śmigałam po całym lodowisku razem z moim chłopakiem, może nie z taką gracją jak on, ale byłam z siebie strasznie dumna.
-Widzisz, mówiłem, że to nic trudnego- uśmiechnął się do mnie i puścił moją rękę ponieważ chciał zrobić mi zdjęcie.
-Miałeś rację-uśmiechnęłam się.-Bartek, proszę Cię nie rób mi zdj…
                Tak zapatrzyłam się na mojego chłopaka, że nie zauważyłam, kiedy wjechałam w jakiegoś faceta. On był dwa razy większy ode mnie, więc nic mu się nie stało, ja za to odbiłam się od niego i uderzyłam o lód. Bartek szybko do mnie podjechał.
-Nic Ci się nie stało-zapytał z troską.
-Nie, chyba nie-odpowiedziałam i zaczęłam ruszać kończynami.-Aaaa-skrzywiłam się.-Chyba jednak mocno uderzyłam ręką o ten lód, bo trochę mnie boli nadgarstek.
-Trochę-powiedział z przerażeniem.-Jest on dwa razy większy i siny.
-Przesadzasz-powiedziałam i spojrzałam na rękę.- O kurde!
-No właśnie, jedziemy do szpitala-zaczął pomagać mi wstać z lodu.
-Nie trzeba, patrz mogę nim ruszać-zaczęłam powoli ruszać nadgarstkiem.
-Ta, ruszać możesz, ale to nie zmienia faktu, że jedziemy do szpitala-stwierdził.
-Bartek…
-Żadne ale!
W ciągu pół godziny znaleźliśmy się w najbliższym szpitalu. Ja nie czułam konieczności, żeby tu jechać, ale Bartek się uparł. Pani w okienku kazała nam czekać na swoją kolej mimo tego, że Kuraś prosił ją, żeby przyjęto nas szybciej. Po prawie godzinie czekania w końcu przyszła nasza kolej. Lekarz obejrzał spuchnięty nadgarstek i wysłał mnie na prześwietlenie. Okazało się, że to nie jest złamanie tylko zwichnięcie. Założył stabilizator, żebym za bardzo nim nie ruszała. Zapisał jakąś maść, tabletki przeciwbólowe i kazał przyjść na kontrole za tydzień. Pożegnaliśmy się ładnie i poszliśmy do samochodu. Bartek stwierdził, że za dużo miałam wrażeń, jak na jeden dzień i odwiózł mnie do domu. Po drodze zahaczył o aptekę, w której wykupił receptę.
-Przepraszam…-zaczął Bartek.
-Za co?-zapytałam.
-Za dzisiejszy dzień. To była kompletna katastrofa-stwierdził.-Najpierw te nieszczęsne pomidory, potem moja nieznajomość Rzeszowa, a na końcu to-pokazał na moją rękę.-Ten dzień miał wyglądać inaczej, a okazał się kompletną porażką.
-Ja wcale tak nie uważam-uśmiechnęłam się do niego.
-Meluś, nie pocieszaj mnie…
-Bartek, ten dzień nie był dla mnie klapą, ponieważ spędziłam go z Tobą-powiedziałam i go pocałowałam.
-Zmykaj do mieszkania, póki jeszcze jesteś cała-uśmiechnął się.
-O nie, nie, nie-powiedziała stanowczo.- Jest dopiero 19, idziesz ze mną.
-Mela…
-Idziesz i nie marudzisz-pociągnęłam go za rękę.
                Gdy weszliśmy na mieszkanie zauważyłam, że moim poranni goście jeszcze nie wyszli. Oni są niemożliwi. Przechodząc koło pokoju Pati, zauważyłam, że jej nie ma. Bez pukania weszłam do swojego pokoju, w końcu jest mój.
-O cześć-zaczęła Mila.-A co wy tu robicie?-zapytała.
-Mogłabym zapytać oto samo-popatrzyłam na nich z wielkim zdziwieniem.
-Bo my…
-Ona chciała wypytać się, jak tam Ci randka minęła-Zbyszek wkopał Milę, która dała mu kuksańca w bok.
-A ty niby nie?-krzyknęła Mila.-Ty wymyśliłeś, żeby na nią poczekać.
-Wcale nie-Zibi zaczął się bronić.
-Dobra już, dobra. Gdzie Pati?-zapytałam.
-Ktoś do niej zadzwonił i poszła do kina-powiedziała Mila.- Matko! Co Ci się stało w rękę?-zapytała z przerażeniem, patrząc to na mnie, to na Bartka.
                Szybko opowiedzieliśmy im co stało się tego dnia. Było trochę śmiechu z mojego kalectwa i z zagubienia się Bartka w tym „wielkim” mieście.
-Człowieku, ty ciesz się, że ona nie zjadła tego spaghetti-zaczęła Mila.-Ja ją kiedyś widziałam po spożyciu pomidorów-zaczęła się śmiać.
-Mila-zgromiłam ją wzrokiem.
-Ona zjadła pomidory?-zapytał z przerażeniem Bartek.
-No tak, ale trochę, bo w porę się kapnęłam. Moja mama robi krokiety z pomidorami i nie tylko. Ja o tym zapomniałam i ją nimi poczęstowałam. Zaczęłyśmy jeść, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Mimo, że zjadła może jeden mały plasterek pomidora, to od razu…
-Mila-krzyknęłam. Nie chciałam, żeby skończyła tą opowieść.
-Co od razu?-nalegał Zbyszek.
-Oj Mela, jak już zaczęłam, to skończę-stwierdziła.- Od razu spuchła na całej twarzy. Wargi to miała cztery razy większe, niż ma teraz.
-Nienawidzę Cię-powiedziałam chowając głowę pod koc.
-Masz zdjęcia?-zapytał Bartman śmiejąc się ze mnie.
-Co ty, byłam tak przerażona, że nie myślałam o tym, żeby robić zdjęcia. Na szczęście Mela zachowała trzeźwość umysłu i od razy zażyła tabletki. Przeszło jej po 10 minutach.-skończyła opowiadać kompromitującą mnie opowieść.
-Mela, musze Cię kiedyś poczęstować pomidorami-powiedział Bartman dalej się śmiejąc.
-Wyślij mi potem zdjęcia-zaczął Kurek.
-Bartek!-krzyknęłam.
-Przepraszam-powiedział i dał mi buziaka.
-O jak słodko, to my się będziemy zbierać-stwierdziła Mila.-Bartman ruszaj dupsko.
-Możecie zostać-zaczął Bartek- ja długo nie zostanę.
-Zostańcie, może oglądniemy jakiś film.
-Jestem za-Bartman rzucił się na łóżko.-To ja zamówię pizzę, żeby lepiej nam się oglądało-powiedział i zaczął dzwonić do pizzerii.
-Okej, to co oglądamy?-zapytała Malinowska.
-Horror-powiedziałam. Chłopcy byli za, tylko Mila kręciła nosem. Wiedziałam, że nie lubi tego typu filmów, bo strasznie się na nich boi. To była taka moja mała zemsta za to opowiadanie o mnie i o pomidorach.-Chce ktoś wina?
-Wszyscy-krzyknął Bartman.
-Nie jadłaś jeszcze tabletek?-zapytał Bartek.
-Nie, znieczulę się inaczej-powiedziałam i dałam mu buziaka.
                Pizzę przywieźli pół godziny później i wszyscy rozsiedliśmy się na łóżku z pizzą i winem. Wybrałam horror, który znałam i uważałam go za najstraszniejszy jaki oglądałam. Po tym jak z przerażeniem zaczęłyśmy „podskakiwać” z Milą na łóżku Bartek mnie mocno przytulił, a Zbyszek Milę. Nie trzeba było długo czekać na jej reakcję.
-Co ty robisz?-zapytała.-Weź te łapy.
-Myślałem, że się boisz-zdziwił się Zbyszek.
-Ja się nie boję, tylko poprawiam, bo mi niewygodnie-powiedziała.
-Okej… Jak chcesz.
                W tym samym czasie gdy Zbyszek zabierał ręce na ekranie pojawiła się kolejna scena mrożąca krew w żyłam i Mila prawie zaczęła krzyczeć.
-Okej-powiedziała z przerażeniem- boje się. Przytul mnie.
-Wiedziałem-wyszczerzył się Zbyszek.
-Ale to nic między nami nie zmienia-powiedziała Mila wtulając się w jego tors.
-Tak wiem, dalej mnie nienawidzisz-powiedział z uśmiechem Zibi.
-Dokładnie.
                Po jednym horrorze przyszedł czas na kolejny i na kolejny. Nawet nie wiem, kiedy wszyscy smacznie zasnęliśmy. Ja w objęciach Bartka, a Mila w Zbyszka.

~~

Jednak ktoś został:D Jupiii:D 
Jestem ciekawa ile osób to czyta, więc prosiłabym każdą/każdego z was o zostawienie małego komentarza;) Bardzo ładnie proszę;)) 
Buziaczki;** 

czwartek, 11 lipca 2013

15



                Obudziłam się po 10 i byłam wyspana mimo tego, że na mieszkanie wróciłam dopiero przed 6. Leżąc w łóżku zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Przyjęcie niespodzianka, rodzice, znajomi, siatkarze, kłótnie Mili i Zbyszka. To wszystko wywołało wielki uśmiech, ale powiększył się on jeszcze bardziej, jak przypomniałam sobie Bartka. Jego usta na moich, jego słowa. To wszystko było tak piękne, że zaczęłam się zastanawiać, czy to czasem nie był sen. Nie był. Uświadomił mi to wisiorek, który dostałam od niego. Wstałam z łóżka i poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam do pokoju dzwonił mój telefon. Szybko do niego podeszłam i zobaczyłam, że to Bartek.
-Hej-przywitałam się z wielkim uśmiechem na twarz.
-No hej, jak tam nocka? Wyspałaś się?
-Powiedzmy, a ty jak tam? Gdzie ty w ogóle spałeś?-zdziwiłam się.
-W hotelu, Pit mnie odwiózł po tym jak odstawiliśmy Ciebie na mieszkanie-odpowiedział.-Meluś, co dziś robisz? Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
-No pewnie, że możemy -uśmiechnęłam się.-Tylko musisz dać mi trochę czasu, żeby się ogarnąć.
-Spokojnie-zaśmiał się.- Umówiłem się z Piotrkiem na 13, więc myślę, że o 14 możemy się spotkać.
-Idealnie, mam jeszcze 3 godziny. Gdzie mam się stawić?-zapytałam.
-Przyjadę po Ciebie.
-Dobra, więc do zobaczenia. Aaaa Bartek, gdzie pójdziemy?-zapytałam zaciekawiona.
-Niespodzianka.
-Ej, bo ja nie wiem w co mam się ubrać.
-Kobiety-zaczął się śmiać.- Nie ważne w co się ubierzesz i tak będziesz ładnie wyglądać. Pa Meluś.
-Bartek!-krzyknęłam zdesperowana, ale nie usłyszałam odpowiedzi ponieważ mój rozmówca się rozłączył.
                Po rozmowie z Bartkiem wróciłam do łazienki i zaczęłam suszyć włosy. Gdy już je ułożyłam zrobiłam lekki makijaż i poszłam do kuchni zjeść w końcu jakieś śniadanie, tam natknęłam się na Patrycję.
-O hej. Myślałam, że Cię nie ma. Gdzie się podziała reszta?-zapytałam, rozglądając się po mieszkaniu.
-Pojechały do domu, bo musiały coś załatwić.
-O matko, to o której one w stały? W ogóle to jak wróciłyście? –zapytałam.
-Wcale się nie kładły-stwierdziła z uśmiechem.- Bartman załatwił nam transport, po powrocie spakowały się i tym autobusem o 5 pojechały do domu.
-Właśnie tak nie bardzo ogarnęłam, kiedy się zmyłyście-uśmiechnęłam się.
-No ja Ci się nie dziwie. Byłaś pochłonięta czym innym, a raczej kimś innym.
-Oj tam oj tam.
-Ojtamizm zostaw w spokoju-zaczęła się śmiać.-Jesteście w końcu razem czy nie? Zbyszek rozkminiał to pół nocy. Stwierdził, że za każdym razem się do siebie kleicie, ale żadne nic nie chce powiedzieć.
-Zbyszek za dużo myśli, niech lepiej zajmie się swoimi sprawami-spaliłam buraka.
-Mela, nie odwracaj kota ogonem, gadaj jak jest.-Patrycja zaczęła swoje śledztwo.
-No dobra, jesteśmy razem-uśmiechnęłam się szeroko.
-Wiedziałam!!-rzuciła mi się na szyję.-Od kiedy?
-Od wczoraj.
-Ściemniasz!
-Nie, mówię prawdę. To wszystko przez to, że Bartek siedzi w Moskwie. Trochę się to ciągnęło.
-No Meluś chyba nieźle Cię wzięło, bo tylko jak zaczynasz o nim mówić, to cała promieniejesz.
-No tak trochę… Kawy, a może tosta?-zapytałam, chcąc zmienić temat.
-Tosta.
-Z dżemem?-uśmiechnęłam się z satysfakcją, że mi się to udaje.
-Mela!!! Znowu zmieniasz temat!-krzyczała Pati.- Opowiadaj jak…-nie dokończyła ponieważ ktoś zaczął się dobijać do drzwi.- No ja zabije tego kogoś, kto stoi za tymi drzwiami-mówiła odchodząc.
                Gdy ona sprawdzała, kto przyszedł, ja skończyłam robić śniadanie. Gdy zasiadłam do stołu, Pati wróciła do kuchni.
-Do Ciebie. Ja zabieram tosta i idę się uczyć, ale bądź przygotowana na to, że to jeszcze nie koniec przesłuchania.
                Z przerażeniem wstałam od stołu. Przecież to nie mógł być Bartek, umówiliśmy się dopiero na 14! Niepewnie wyszłam z kuchni i ulżyło mi, ponieważ była to Emilka ze Zbyszkiem.
-No hej Mała. Jak tam nocka?- zaczął krzyczeć Zbyszek.
-Człowieku zamknij ryj, głowa mi pęka-powiedziała Mila.
-Nie trzeba było tyle pić-zaśmiał się Zibi.
-Co wy tu robicie o tej porze? Razem?-zapytałam
-Żadne razem, spotkałam go na klatce. Kochanie ratuj!!! Tak mi głowa pęka, że masakra, a w domu nie mam nic przeciwbólowego- zrobiła maślane oczy.
-Chodźcie do kuchni. Zaraz Ci coś dam. A ty Zbychu co tu robisz?
-Przyszedłem się zapytać, kiedy mogę Ci dostarczyć te wszystkie prezenty-miałam wrażenie, że mówił to coraz głośniej.
-Durniu, jak zaraz się nie zamkniesz, to stracisz małego! I tu nie żartuję- zbulwersowała się Mila.
-Najpierw będziesz musiała mnie złapać, a w twoim stanie będzie to trudne.
-Dość-wtrąciłam się.-Zibi, idź po te prezenty, a ty masz, powinno postawić Cię na nogi.
                W czasie gdy Bartman poszedł po moje prezenty, ja zjadłam śniadanie i zrobiłam kawę dla tej dwójki. Gdy już wszyscy i wszystko było na mieszkaniu poszliśmy do mojego pokoju. Ja zaczęłam się szykować do wyjścia a ta dwójka kontynuowała swoją kłótnię.
-Mówiłem nie pij tyle.
-Uważaj bo będę się Ciebie słuchać- rzuciła pełne grozy spojrzenie na Zbyszka.
-W tym przypadku mogłaś. Byłaś bardziej pijana od Krzyśka- odpowiedział jej tym samym.
-Mila! Co pamiętasz z wieczoru?-wtrąciłam się.
-W sumie to… tylko początek. No ale jak się bawić, to na całego- powiedziała zadowolona.
-Tak jak myślałam. Nie masz pojęcia jak dotarłaś na mieszkanie?
-Myślałam, że ty mnie tam odstawiłaś…-powiedziała zdezorientowana.
-Mylisz się, ja to zrobiłem-powiedział Zibi.
-Prosił Cię ktoś o to?-naskoczyła na niego.
-Co może sama byś wróciła? Byłaś w takim stanie, że boje się myśleć jak byś skończyła!
-Mila-widząc, że przyjaciółka chce coś powiedzieć wkroczyłam do akcji.-Akurat za to mogłabyś podziękować Zbyszkowi. Znając Ciebie to wpadłabyś na pomysł wracać samotnie na piechotę do Rzeszowa.
-Dzięki.
-Nie ma za co.
-Ale nie myśl, że to cokolwiek zmienia. Przez Ciebie doprowadziłam się do takiego stanu!
-Przeze mnie?-zdziwił się Zbyszek.
-Wolałam się upić niż patrzeć na Ciebie!
-Zaczynam żałować, że się Tobą zająłem…
                Nie słyszałam już dokładnie co mówił Zbyszek, bo wyszłam z pokoju. Stwierdziłam, że na spokojnie przyszykuje się w łazience. Niestety ściany są za cienkie i cały czas słyszałam ich kłótnie. Nie wiem ile czasu spędziłam w tej łazience, może pół godziny, może godzinę, ale wiem jedno, wciąż było za wcześnie na to, aby w końcu zjawił się Bartek. Szybko wzięłam telefon i wybrałam do niego numer. Odebrał po drugim sygnale.
-Hej słońce co tam?-zapytał.
-Bartek, dałoby radę, żebyś zjawił się wcześniej?
-Najwcześniej to o 13.30. Stało się coś?- zaniepokoił się.
-Bartman z Malinowską zrobili mi wizytę niespodziankę. Już mnie głowa boli od tej ich kłótni.
-To widzę, że trzeba Cię ratować- roześmiał się.- Będę najszybciej jak się da.
-Dzięki. Buziaki.
-Pa słońce-rozłączył się
Gdy byłam już gotowa, weszłam do pokoju. Kłócąca się para nawet nie zwróciła na to uwagi.
-Taaa a twoja filozofia życia to Zbajerować, Zaliczyć i Zapomnieć. Powinno się na Ciebie mówić Z3 a nie Z9!
-Będziesz mi to wypominać do końca życia? Przepraszałem Cię już milion razy. Wszystko sprowadza się tylko i wyłącznie do tego jednego. Robię wszystko, żebyś mi w końcu wybaczyła.
-No proszę, proszę. Zbysio się uniósł! A co ty myślałeś, że zrobisz coś dobrze i ja zapomnę? Mylisz się!
-Ja pierdolę. Gadam z wami niecałe 24 godziny i mam was już dość. Nie przerywać mi, bo ja teraz gadam!-zaczęłam krzyczeć.- Zbyszek, Mila ma prawo być zła. Gdyby mnie coś takiego spotkało, to wisiałbyś za jaja na drzewie. Musisz się dalej starać, żeby odbudować jej zaufanie do Ciebie. A ty Mila opanuj się! Powiedziałaś raz, drugi, trzeci, co o nim myślisz. Ale ile można tego słuchać? Chłopak się stara, a ty za każdym razem mieszasz go z błotem. To robi się niesmaczne. Zależy wam obojgu na sobie! –chcieli mi przerwać, ale się nie dałam.-Tak, co myśleliście, że tego nie widać? Szalejecie za sobą, ale ambicja wam nie pozwala na to, żeby być razem! A teraz wybaczcie ja wychodzę. Nie pozabijajcie się i nie zdemolujcie mi pokoju.
-Gdzie idziesz?-zapytał Zbyszek.
-Na randkę, nie widzisz jaka wystrojona?
-Na razie-powiedziałam i wyszłam z pokoju.
                Szybko ubrałam kurtkę i buty. Zabrałam kluczyki do swojej błyskawicy i jeszcze zajrzałam do Patrycji.
 -Pati, ja wychodzę. Ta dwójka została, więc proszę Cię sprawdź czasem, czy jeszcze się nie pozabijali.
-Jasne. Ładnie wyglądasz-uśmiechnęła się Patrycja.-Randka z Bartkiem?
-Tak-powiedziałam zachwycona.
-Baw się dobrze. Nic się nie martw, jakby się coś tam działo- pokazała palcem na mój pokój- to zainterweniuje.
-Dzięki. Pa.
                Wychodząc z mieszkania wysłałam Bartkowi sms, że czekam na dole w swoim ‘nowym’ samochodzie. Byłam zachwycona tym, że rodzice dali mi błyskawicę. Od małego mówiłam tak na ten samochód. Wychodząc z klatki szybko pognałam do swojej fury. Siedząc w samochodzie, słuchałam radia i zastanawiałam się jak mogę go ‘upiększyć’. W pewnym momencie zobaczyłam, że pod mój blok podjechał Bartek i zaczął się za czymś gorączkowo rozglądać. Chcąc ułatwić mu poszukiwania zatrąbiłam. Chłopak aż podskoczył. Szybko podszedł do mnie od strony kierowcy i otworzył drzwi.
-No no no. Kiedy dasz mi się nim przejechać?
-Najpierw musisz zasłużyć na to, żebym dała Ci poprowadzić moje cacko-powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Myślę, że dam radę-mówiąc to podał mi rękę a ja wysiadłam z samochodu.
Gdy już stałam koło niego, mocno mnie przytulił i pocałował. Matko, chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tych ‘motyli w brzuchu’, gdy on mnie całuje.
-No hej-powiedział i jeszcze raz pocałował.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Chodź, idziemy do samochodu bo jest tu strasznie zimno.
                Szybko zamknęłam swoją Błyskawicę i ruszyłam za Bartkiem.
-Komu zwinąłeś samochód?
-Pitowi- wyszczerzył się.-Był mi winny przysługę. Wsiadaj.
-Bartek?-zapytałam, gdy on już wsiadł i odpalał silnik.-A gdzie my właściwie jedziemy?
-Niespodzianka-powiedział i dał mi buziaka.  

~~

WRÓCIŁAM!!!!! 
Cieszycie się??:P 
Chyba jestem wam winna wyjaśnienia i przeprosiny. Nie pisałam, nie czytałam, nie komentowałam, ponieważ najpierw byłam pochłonięta nauką(opłacało się) a potem pojechałam na małe wakacje ze znajomymi i nie miałam dostępu do internetu. Powoli nadrabiam zaległości, ale muszę wam powiedzieć, że jestem przerażona ogromem rozdziałów, które zostały dodane podczas mojej nieobecności;) Ale walczę i już za niedługo możecie się spodziewać mojego komentarza;) Jeszcze raz was bardzo, bardzo przepraszam;** 
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został i nie rzucił tego w cholerę:P     
Do następnego;**
Buziaki;**  

piątek, 31 maja 2013

14



                Jest 19 stycznia i są moje 21 urodziny. Jest godzina 16.00, a ja siedzę sama, jak kołek na mieszkaniu. Ja rozumiem, że w rekordowym tempie pokłóciłam się z przyjaciółki, ale głupiego smsa mogliby napisać. No dobra, jeszcze ludzi z którymi się pokłóciłam rozumiem, ale reszty nie. Moje wszystkie współlokatorki zwinęły się z mieszkania zanim wstałam. Rodzicie nie dzwonili chyba od środy lub czwartku.  Siatkarze, oni mogli nie wiedzieć, chodź Igła zarzekał się, że pierwszy złoży mi życzenia. No i Bartek. Myślałam, że on będzie pamiętać. A jednak się myliłam. Żadna ważna dla mnie osoba nie pokusiła się o to, żeby złożyć mi życzenia. Dostaje tylko życzenia na facebooku od ludzi, z którymi nie utrzymuje kontaktu. No po prostu żyć, nie umierać. Dobrze, że wcześniej zaopatrzyłam się w butelkę mojego ulubionego wina, więc nie będzie tak nudno w ten dzień. Zrobię sobie maraton filmowy z winem. A co, wolno mi. Nie będę się przejmować! Rozsiadłam się wygodnie na łóżku z winem, chipsami i laptopem. Telefon leżał w pogotowiu koło mojej nogi, chodź i tak nie wiem po co, jak wszyscy o mnie zapomnieli. Znalazłam na Internecie jakąś komedie romantyczną, nalałam sobie wina do kieliszka i już miałam zaczynać seans, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak się go przestraszyłam, że przez przypadek oblałam się winem. Klnąc pod nosem udałam się do drzwi. Gdy otworzyłam nikogo nie było. Rozglądnęłam się uważnie po klatce, ale nikogo nie zauważyłam. Na wycieraczce leżało tylko wielkie pudło z kokardą. Szybko je podniosłam i wróciłam do mieszkania. W środku była karteczka: „Masz czas do 18. Pod blokiem będzie czekać na Ciebie taksówka. Ubierz się w to;).” Odłożyłam kartkę na bok i szybko wzięłam do ręki materiał. Okazało się, że jest to beżowa sukienka bez ramiączek. Była ona idealna pod każdym względem. Kiedyś oglądałam ją w galerii, ale jak zobaczyłam jej cenę, to szybciej wyszłam z tego sklepu niż tam weszłam. Zerknęłam na zegarek. Była godzina 16.30. Miałam półtorej godziny na przyszykowanie się. Od razu wzięłam się do roboty. Szybko pobiegłam pod prysznic i zabrałam się za poprawianie mojej urody. Po godzinie byłam już gotowa. Zrobiłam sobie lekki makijaż, podkręciłam włosy i wybrałam czarne dodatki do mojej nowej sukienki. Założyłam jeszcze czarny żakiet i szpilki w tym samym kolorze. Uśmiechnęłam się bo była godzina 17.50, a ja byłam już gotowa. Nieczęsto mi się to zdarza. Chwyciłam płaszcz i już miałam wychodzić gdy dopadły mnie wątpliwości. Tak na dobrą sprawę nie wiedziałam, kto przysłał mi ten prezent i gdzie mam się udać. Strasznie się bałam, ale intuicja podpowiadała mi, że nie mam się czego bać no i byłam strasznie ciekawa, co i kto się za tym kryje. Tak dla pewności wsadziłam do torebki mój gaz pieprzowy, który dostałam od Zbyszka i wyszłam z mieszkania. Pod blokiem stał duży czarny samochód. Zanim zdołałam się przyjrzeć, co to za marka z samochodu, wysiadł jakiś facet ubrany w garnitur.
-Pani Amelia Abderman?
-Tak-powiedziałam niepewnie.
-Zapraszam do środka. Mam zawieźć panią na miejsce-uśmiechnął się serdecznie.
-A mogę wiedzieć gdzie jedziemy?-zapytałam. Serce waliło mi jak młotem.
-Niestety nic nie mogę powiedzieć. Dostałem takie polecenie.
                Mimo mojego strachu, wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy. Po jakimś czasie zobaczyłam, że jesteśmy za Rzeszowem. Wkoło było ciemno, a my mknęliśmy w nieznanym mi kierunku. Znowu dopadły mnie wątpliwości. Serce podeszło mi do gardła. Szybko wymacałam w torebce gaz pieprzowy i już miałam zrobić awanturę kierowcy, gdy samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się szybko. Staliśmy pod jakimś dworkiem za Rzeszowem. Kierowca wysiadł i szybko obszedł samochód, żeby otworzyć mi drzwi. Przerażona wysiadłam z samochodu. Strasznie się bałam.
-Niech pani wejdzie przez te drzwi. Tam będzie ktoś na panią czekał.
-Może mi pan powiedzieć co tu się dzieje?
-Niestety-uśmiechnął się tajemniczo.
-Aha. Dobrze, więc dziękuję za wszystko-uśmiechnęłam się i niepewnie ruszyłam w stronę dużych drzwi.
                W połowie drogi drzwi do środka się otworzyły i wyszły dwie postacie. Nie widziałam kto to, bo było strasznie ciemno. Z postury ciał wywnioskowałam, że był to mężczyzna i kobieta. Chyba musieli się kłócić, bo strasznie wszystko gestykulowali rękami i raczej mnie nie widzieli. Gdy podeszłam bliżej rozpoznałam Emilię i Zbyszka. Nie powiem, trochę mi ulżyło. Kiedy znalazłam się jeszcze bliżej, usłyszałam o czym tak dyskutowali.
-Bartman! Ja pierwsza gadam, bo ty jak zawsze wszystko zepsujesz!-Krzyczała Emilka.
-Kobieto ja mam więcej do powiedzenia, niż ty-oburzył się Bartman.
-Kurwa zrozum, że prędzej ucieknie, niż pozwoli Ci dokończyć tą łzawą opowieść.
-A skąd masz pewność, że Tobie da dokończyć?-zirytował się Zibi.
-Nie mam, ale jestem kobieta i załatwię to delikatnie. Znasz plan?
-Pytasz mnie o to już chyba setny raz. Mimo tego co uważasz, mam mózg i myślę.
-Z tym bym się kłóciła-uśmiechnęła się do niego szyderczo.
                Słysząc tą ich kłótnię zaczęłam się śmiać w głos. Jak od teraz tak będą wyglądać ich rozmowy, to niezły kabaret będą mieli wszyscy dookoła. Gdy mnie usłyszeli od razu popatrzyli w moja stronę. Na mój widok się uśmiechnęli.
-Mela!-krzyknęła Mila- Dobrze, że jesteś. Bałam się, że wszystko olejesz i nie przyjedziesz.
-Miałam taki zamiar, ale ciekawość wygrała.
-Dziewczyny chodźcie do środka, bo tu jest strasznie zimno.
                Zbyszek otworzył drzwi i zaprosił nas do drzwi. Dzięki światłu, które wydostawało się ze środka zauważyłam, że Emilia obdarzyła Zbyszka morderczym spojrzeniem. Szybko weszliśmy do środka.
-Melka-zaczęła Mila- chcieliśmy Cię przeprosić. Ja chciałam Cię przeprosić. Zachowałam się jak totalna idiotka. Mimo wszystko powinnam Ci wszystko powiedzieć, a tego nie zrobiłam i strasznie Cię zraniłam.
-Mila..
-Daj mi dokończyć. Ja wiem, że ty się na mnie nie gniewasz i takie tam. Ale chyba sama widzisz, że nie jest tak jak dawniej. Już ze mną tak nie rozmawiasz, nie śmiejemy się, nie wygłupiamy na zajęciach a ja strasznie za tym tęsknię. Zrobię wszystko, żeby to wszystko naprawić.
-Mila-rzuciłam się jej na szyję-tak strasznie za Toba tęskniłam- samotna łza szczęścia popłynęła mi po policzku.
-Ja za tobą też-mocno mnie objęła.- Nie płacz głupku, bo Ci makijaż spłynie-uśmiechnęła się do mnie.
-Oj tam. Powiedz mi, po co mnie tak wystroiliście?-zapytałam.
-Wszystko w swoim czasie. Teraz musisz jeszcze pogadać z tym durniem.
                Emilia uciekła gdzieś z wielkim uśmiechem, a przede mną stanął Zbyszek. Mimo tego, że dalej byłam na niego zła ucieszyłam się, że tu jest. Strasznie się stęskniłam za tym olbrzymem.
-Melka, ja wiem, że jestem skończonym idiotą, debilem, tchórzem, zerem i tym podobne. Emilia codziennie mi to mówi. Ja nie chcę zaprzeczać bo wiem jak się zachowałem. Masz prawo być na mnie wściekła. Pewnie chcesz wiedzieć, dlaczego tak postąpiłem.-Czekał na moja odpowiedź. Milczałam, więc kontynuował.- Wtedy gdy to się stało, nie myślałem racjonalnie. Dostałem to zaproszenie od Aśki i chciałem odreagować. Poszliśmy do tego klubu, a ja zacząłem pić. Wiesz jak się wtedy zachowuję. Wszyscy się dobrze bawiliśmy, a Emilka... Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale ona spodobała mi się od początku. Ta dziewczyna mnie zauroczyła. Byłem pijany i wiesz co z tego wyszło. Ja naprawdę nie chciałem jej wykorzystać, ale po tym wszystkim przypomniała mi się Aśka i się przestraszyłem, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. Zachowywałem się jak idiota. Skończyłem z tym i teraz próbuje to wszystko naprawić. Nie jest łatwo, ale się staram. Kocham Cię i nie chcę Cię stracić.
                Milczę. Zatkało mnie to, co powiedział. W sumie ulżyła mi. Z jego słów wynikało, że nie zrobił tego z premedytacją.
-Mela błagam powiedz coś, albo daj mi w mordę bo ja zaraz tu zwariuję.
                Patrzyłam na niego. Widziałam jak niepewność go zżera. Nie miałam serca dalej trzymać go w niepewności i rzuciłam mu się na szyję. Mocno mnie przytulił do siebie i długo nie puszczał.
-Mela na serio mi wybaczasz?
-Chyba nie mam wyjścia. Stęskniłam się za tobą.
-Ja też Mała. Nie miał mnie kto besztać, za każdą głupotę jaką zrobiłem.
-Oj tego chyba najbardziej mi brakowało-wyszczerzyłam się.
-No wiedziałem, że tylko do tego jestem Ci potrzebny.
-Jeszcze twoja pełna lodówka i żyć, nie umierać-pokazałam mu język.
-No nie. Już wiem, gdzie mi jedzenie znikało-uśmiechnął się do mnie promiennie. Brakowało mi tego.
-Dobra, teraz mi powiedz, co tu jest grane. Po co mnie tak wystroiliście.
-Jesteś gotowa?
-Zbyszek, ja jestem gotowa już od jakiejś godziny.
-No to chodź-tajemniczo się do mnie uśmiechnął i pociągną za rękę w stronę wielkich drzwi.
                Gdy już znaleźliśmy się przy nich staną przede mną  i położył mi dłonie na ramionach.
-Ufasz mi chodź troszkę?-zapytał.
-Tak troszkę-odpowiedziałam i wystawiłam mu język.
-No to super. Zamknij oczy i nie otwieraj, dopóki Cię o to nie poproszę.
-Okej…
-Ale nie podglądaj!
-Dobra, dobra-zamknęłam oczy i czekałam na jego ruch.
                Usłyszałam, że otwiera drzwi i w tym samym momencie złapał mnie za rękę. Prowadził mnie przez jakiś czas, a ja nie miałam pojęcia gdzie jestem. Nagle się zatrzymał i mnie puścił. Czułam się dość dziwnie. Przez głowę przechodziły mi różne pomysły, jedne gorsze od drugich. Strasznie nie lubię znajdować się w sytuacjach, w których nie wiem co się wokół mnie dzieje.
-Mela, możesz już otworzyć oczy-krzyknął Zbyszek.
                Po słowach Zbyszka wszystko dzieło się w ekspresowym tempie. Bardzo powoli otworzyłam oczy, a wszyscy zgromadzeni krzyknęli „Niespodzianka”. Byłam w szoku. Byli tu wszyscy. Rodzice, dziewczyny z mieszkania, ludzie z uczelni i siatkarze z partnerkami. O cholera, jest tu chyba cała Resovia! Szybko się rozglądnęłam. Byliśmy w wielkiej sali. Gdy tak stałam i nie mogłam się ruszyć, wszyscy zaczęli mi śpiewać „Sto lat”. Po zaśpiewaniu głos zabrał Igła.
-Dobra, koniec tego śpiewania. Czas na życzenia i prezenty-i wyszedł przed szereg.
-Krzysiek-krzyknęła Iwona-ale ty wyrywny jesteś. Najpierw rodzice.
-No dobra-zrobił nadąsaną minę. W tym samym czasie podeszła do mnie mama z tata.
-Córuś, wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i szczęścia-mama przy okazji składania życzeń całowała mnie w policzki.
-Tak tak, najlepszego-dodał tata- no i fajnego chłopaka. Amelko, nie chwaliłaś się, że masz TAKICH znajomych.
-No jak to nie? Przecież Ci mówiłam, że idę na sylwestra ze Zbyszkiem.
-No tak, ale myślałem, że żarty sobie ze mnie robisz-tata się do mnie uśmiechnął.
-Oj tatuś, tatuś.
-Meluś, mieliśmy Ci wcześniej złożyć życzenia, ale…-nie było dane jej skończyć, bo znowu przed szereg wyszedł Igła.
-Tak, mieliśmy Ci wszyscy wcześniej złożyć życzenia, ale ten Pajac nam zabronił-znowu nadąsana mina.
-Krzysiek!!
-Już się nie odzywam skarbie- wszyscy zaczęli się śmiać.
-I na czym ja skończyłam?-zapytała rozbawiona mama.
-Prezent-powiedział tata-proszę Amelko, to dla Ciebie. Tylko bądź ostrożna.
                Tata dał mi małe pudełeczko. Od razu zaglądnęłam do środka. Były tak kluczyki do samochodu.
-Dajecie mi samochód?!-zapytałam zszokowana.
-Tak, nie jakiś tam nowy, tylko stare seicento mamy. Jak dasz radę go sama utrzymać jest twój.
-Tato, ten samochód jest zajebisty! Kocham was! Dziękuję!-rzuciłam im się na szyje.
-Proszę bardzo-powiedział tata.-Twoja błyskawica stoi już przed twoim blokiem.
-Chodź-mama powiedziała do taty- potem pogadamy, bo teraz kolejkę blokujemy.
-Dobra, tylko przyjdź potem do nas-uśmiechnął się tata- nie zapomnij o staruszkach.
-Nigdy-krzyknęłam za nimi.
-No Mela, teraz moja kolej-w końcu przyszedł do mnie Krzysiek, a Iwona dała mu kuksańca w bok.-Oj, nasza kolej. Więc my życzymy Ci…-zrobił długą pauzę i zaczął czegoś szukać w kieszeni. W końcu znalazł jakąś karteczkę.-Mam!
-Krzysiek żartujesz?-zapytała zszokowana Iwona.
-Nie, przez jakieś dwa tygodnie spisywałem, czego chce jej życzyć. A więc…
-Ile razy mam Ci powtarzać, że nie zaczyna się zdania od „a więc”!!
-Oj no dobra. Amelko, życzymy Ci dużego domu z basenem, super fury, męża tak przystojnego, zabawnego, inteligentnego, sprawnego, uroczego, kochającego jak ja, zajebistych dzieci, super ciała po sześćdziesiątce, zaliczenia tych studiów, pełnej lodówki, żeby wszystkie czekoladki szły w cycki, lotu szybowcem, lotu w kosmos…-Krzysiek tak wyliczał chyba z 5 minut, Iwona stała z taką miną jakby nie wierzyła, że wyszła za tego gościa kilka lat temu, a ja stałam z nimi z uśmiechem od ucha do ucha.-Na koniec chcielibyśmy życzyć Ci dużo, dużo zdrowia, no i cierpliwości do tego Pajaca.
-Krzysiu, mówiłam, że „Pajac” jest zastrzeżone-pogroziłam mu palcem. – Oczywiście dziękuje wam za życzenia. Nie powiem były dość oryginalne.
-Masz tą kartkę na pamiątkę i masz jeszcze to.
-A co to jest?-wzięłam od niego torebkę z prezentem.
-Tu masz aparat, żebyś miała czym dokumentować zgony Zbyszka.
-Ojejku, dziękuję. Nie trzeba było.
-Trzeba, trzeba. Jeszcze raz najlepszego Amelko-dodała Iwona i dała mi buziaka.
                Po Ignaczakach przyszła kolej na innych siatkarzy i moich znajomych. Wszyscy chcieli złożyć mi życzenia i dać prezent. Wątpię w to, że będę pamiętać, co od kogo dostałam. W końcu znalazły się przy mnie dziewczyny z mieszkania. Patrycja i Wiktoria od razu rzuciły mi się na szyje i zaczęły składać mi prawie tak samą długą litanie życzeń jak Krzysiek, ale mimo ich starań Igły i tak nie pobiły. Gdy już wypuściły mnie z objęć, podeszła do mnie Kaśka.
-Melka, najlepszego i… i przepraszam. Chyba się pomyliłam, co nie często mi się zdarza. Postaram się zmienić nastawienie do nich.
-Kasia, nie masz za co przepraszać, martwisz się. Ja też się martwię o Ciebie.
-Ale ja trochę przesadziłam.
-Oj, tylko troszkę-zaśmiałam się.
-Jak na razie odpuszczam, ale żeby nie było, będę miała ich na oku.
-Nie byłabyś sobą, gdybyś nie miała ich na oku-zaczęłam się śmiać.
 -A tu masz taki mały prezencik od nas.
-A co to?
-Marudziłaś ostatnio, że zepsuła Ci się mp4, więc kupiłyśmy Ci z dziewczynami nową.
-O kurde, taka jak chciałam. Dziękuje wam! Jesteście najlepsze-wycałowałam je po kolei .
-Ej myślałem, że to my jesteśmy najlepsi-zapytał Zbyszek.
-No właśnie-powiedziała Mila.
-Wy też-dałam im buziaka.
-Potem pogadamy-zawołały dziewczyny.
-Dobra-zawołałam za nimi i zwróciłam się do Zbyszka i Emilki.- Jesteście najlepsi, bo zorganizowaliście to wszystko.
-A to jeszcze nie koniec-wyszczerzył się Zbyszek.
-Jak to?-zapytałam zdziwiona.
-Mam dla Ciebie, przepraszam, mamy dla Ciebie jeszcze jeden prezent-poprawiła się Mila, gdy zobaczyła minę Zbyszka.
-Nie trzeba było. Wy i tak dużo dla mnie zrobiliście. Wnioskuje, że ta sukienka od was.
-Ode mnie-powiedział Zbyszek.
-Ale ja wybierałam, nie zapominaj.
-Dał bym sobie radę bez Ciebie.
-Jasne, potem Mela wyglądałaby, jak sierota w worku po kartoflach.
-Ej przestańcie. Sukienka ładna, dziękuje wam obojgu.
-Tu masz jeszcze taki mały prezent ode mnie-Mila dała mi małe pudełeczko, w którym była śliczna srebrna bransoletka.- Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać.
-Jest śliczna, dziękuję.
-Nie masz za co, a teraz kolejna niespodzianka. To jest prezent ode mnie i od niego-pokazała na Zbyszka.
-On ma imię-oburzył się.
-Ej!-krzyknęłam.
-No dobra już koniec.
-To gdzie jest ta niespodzianka?
                Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno i usłyszałam czyjś głos.
-Tu.
                Nie wierze, ten głos. Tak bardzo blisko. To chyba jakiś sen, niech nikt mnie nie budzi. Powoli się odwracam i go widzę. To naprawdę on, jest tu. Przyjechał na moje urodziny. Niewiele myśląc rzuciłam mu się na szyję.
-Bartek!
-I znowu mnie tak witasz-mocno mnie przytulił.- Chyba się do tego przyzwyczaję.
-Nie wierzę, że tu jesteś.
-Myślisz, że odpuściłbym sobie Twoje urodziny?
-Nie wiem, mam mętlik w głowie.
-Nie dziwie się, nieźle się spisali-pokazał na znikających w tłumie Milę i Zbyszka.
-Tak. Zajebiści są. Choć nie wiem, jak oni tego razem dokonali. Słyszałeś jak się kłócą?
-Teraz tu, to była mała, bardzo mała sprzeczka. Igła mi opowiadał, że z nimi się nie da normalnie gadać, bo zaraz zaczynają sobie skakać do gardeł. Aż dziw, że jeszcze się nie pozabijali.
-Nawet tak nie mów. Na długo przyjechałeś?
-Mam czas do środy.
-To zajebiście-uśmiechnęłam się.-Pewnie do domu pojedziesz?
-Tego jeszcze nie wiem. Rodzice nie wiedzą, że tu jestem.
-To dlaczego im nie powiedziałeś?
-Bo przyjechałem tu do Ciebie Amelko. No właśnie, my tu gadu gadu, a ja Ci życzeń nie złożyłem.
-Bartek, nie musisz...
-Muszę, muszę są w końcu Twoje urodziny i to nie byle jakie tylko „oczko” -usmiechnął się.
-Weź, czuje się tak staro.
-Głupoty gadasz, teraz wkraczasz w najpiękniejszy wiek. No dobra, życzenia. Życzę Ci dużo szczęścia i miłości, zdrowia i radości.
-Bartek ale z Ciebie poeta..
-Nie przeszkadzaj mi-dał mi pstryczek w nos-Żeby nigdy uśmiech nie schodził Ci z twarzy i… i wybiłaś mnie z rytmu i nie pamiętam co jeszcze.
-Przepraszam-zaśmiałam się.
-Masz za co-zaczął się śmiać-no nic wszystkiego najlepszego Melka. No i dalej Ci życzę tego małego bonusa  od życia. A tu masz taki mały upominek ode mnie.
                Podał mi pudełko, w którym była zawieszka w kształcie piłki siatkowej.
-Bartek, to jest cudowne.
-Wiedziałem, że Ci się spodoba-uśmiechnął się.- Patrz, to się tu otwiera i możesz sobie wsadzić tu jakieś zdjęcie, a nawet dwa-uśmiech powiększał mu się z każdym słowem, tak samo jak mi.
-Dziękuję-mocno go przytuliłam.
                Po wszystkich życzeniach impreza rozkręciła się na dobre. Tańczyłam chyba ze wszystkimi. Porozmawiałam też sobie dłużej z rodzicami. Tata był zachwycony siatkarzami, chyba nawet znalazł wspólny język z Krzyśkiem, bo co go widziałam, to za każdym razem z nim rozmawiał. W sumie to się nie dziwię, bo tata tak jak Krzysiek uwielbia robić zdjęcia. Koło 22 podszedł do mnie Zbyszek ze swoim telefonem i powiedział, że to do mnie. Okazało się, że to Misiek z Moniką. Złożyli mi najserdeczniejsze życzenia i bardzo przepraszali, że nie mogli przyjechać, ale Monikę rozłożyła grypa. Obiecali mi, że przy najbliższej możliwej okazji sobie to odbijemy. Życzyłam Monice szybkiego powrotu do zdrowia  i wróciłam do zabawy. To chyba żadna nowość, że większość imprezy bawiłam się z Bartkiem. Koło północy rodzice zaczęli zbierać się do domu.
-Może jeszcze trochę zostaniecie-prosiłam.
-Nie, czeka nas długa droga do domu. Tata chyba trochę przesadził z alkoholem, ten Krzysiek trochę w niego wlał.
-Krzysiek lepiej nie wygląda-zaczęłam się śmiać.-Widziałam Iwonę, była załamana, że będzie musiała go targać do domu.
-No ja muszę. Dobrze się bawiłam na tych urodzinach, tylko szkoda że twój brat nie dał rady dojechać z Wrocławia.
-Dzwonił do mnie przedtem i przepraszał. Jemu się teraz sesja zaczyna i się uczy. Nie mam mu tego za złe. Odbijemy sobie kiedy indziej.
-No dobrze córeczko, jedziemy a ty uważaj z samochodem. Nie chce żeby coś Ci się stało.
-Nie stanie. Możesz być spokojna, ja ostrożnie jeżdżę.
-Ty ostrożnie? –wtrącił tata,
-Oj tam-zaśmiałam się.
-Dobra, dobra ja swoje wiem. Wiesz co? Podoba mi się ten Twój chłopak.
-Mój co?-zrobiłam oczy, jak pięć złoty.
-No Bartek, nie udawaj, przecież widzę, jak na siebie patrzycie.
-Mamo..
-Żadne mamo, ja swoje wiem. Jeszcze raz najlepszego córeczko-dała mi całusa i wsiadła do samochodu.-Odwiedź nas za niedługo.
-Na pewno, zadzwoń jak dojedziecie-pomachałam jej. Mama się do mnie jeszcze uśmiechnęła i pojechała.
                Kurde, aż tak to widać, że Bartek mi się podoba? Nie zastanawiałam się nad tym długo, tylko wróciłam do środka. Po drodze minęłam kłócących się Mile i Zbyszka. Stwierdziłam, że nie będę interweniować, bo to i tak nie ma sensu. Przy jednym stole zobaczyłam dziewczyny ode mnie z mieszkania, więc do nich poszłam i zaczęłam z nimi pić. Po jakiś 2 godzinach zaczął dzwonić mi telefon, więc wyszłam na zewnątrz. Okazało się, że to mama z wiadomością, że już dojechali.
-To dobrze, że już dojechaliście.
-No nawet dobrze mi się jechało. Mela?
-Tak?
-Tacie też podoba się Twój nowy chłopak!
-Mamo!!-nie odpowiedziała, bo się rozłączyła, a ja się zaczęłam śmiać. Kurde nawet tata?
-Co Cię tak śmieszy? I dlaczego wyszłaś bez kurtki? Przeziębisz się-powiedział Bartek.
-Mama dzwoniła, że już dojechali, wyszłam tylko na chwilę.
-Masz-dał mi swoją kurtkę.
-A ty?
-Ja mam bluzkę z długim rękawem, nie tak jak ty-zaczął się śmiać.- Więc powiesz mi co Cię tak rozśmieszyło?
-Mama-wystawiłam mu język.
-A dokładniej?-śmiał się.
-No bo ona uważa, że jesteśmy razem, tata też-o cholera, ja naprawdę mu to powiedziałam? To chyba zasługa procentów w moim organizmie.  
-I to takie śmieszne?
-To nie, ale to, że tacie się podobasz jest. Jemu nigdy nie podobał się jakikolwiek chłopak, którego przyprowadzałam do domu. Nawet jak był tylko kolegą.
-Aha, więc mamy już błogosławieństwo twoich rodziców?-zaśmiał się i coraz bardziej się do mnie zbliżał.
-Ale jest mały problem, nie jesteśmy razem-zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
-Więc pora to zmienić-powiedział.
                Po tych słowach stanął na wprost mnie. Jedną ręką objął mnie w tali, a drugą złapał za brodę i pociągną tak, że teraz patrzyłam prosto w jego oczy. Nie miałam gdzie uciec. Zatraciłam się w tych jego niebieskich tęczówkach, a on bardzo powoli przybliżał swoje usta do moich. Gdy w końcu złożył pocałunek na moich ustach poczułam, jak przez moje ciało przechodzi prąd. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. On chyba tez to poczuł. Uśmiechnął się do mnie i tym razem już pewniej mnie pocałował. Całował mnie zachłannie, a ja szybko do niego dołączyłam. Zatracałam się w tym pocałunku razem z nim. W końcu oderwał się ode mnie cały czas mnie obejmując. Popatrzył na mnie z wielkim uśmiechem.
-To jak? Zmienimy to i zostaniesz moją dziewczyną?
-Jeszcze pytasz?-zapytałam i znowu wbiłam się w jego usta.

~~

Pewnie chcecie mnie zabić za to, że kazałam wam tyle czekać na ten rozdział. W ramach przeprosin dodałam ten rozdział w całości (w pierwszej wersji miał on zostać podzielony na dwie części;)) Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ponieważ dla studentów zaczął się gorący okres przed sesją. Zaliczenie za zaliczeniem, kto studiuje wie o czym mówię. Postaram się zrobić to jak najszybciej, ale nic nie obiecuję;) Przepraszam tez za to, że ostatnio nic nie komentowałam, ale chce was zapewnić, że ze wszystkim jestem na bieżąco;) Postaram się poprawić;):* 
Też nie możecie doczekać się pierwszego meczu? Ajjj, ja z niecierpliwością czekam na kolejny piątek;) 
Buziaki;*
Do następnego;**